Bezrobocie będzie spadać
Zdaniem analityków letnie miesiące przyniosą dalszy spadek bezrobocia, ale już nie tak znaczący jak w maju, kiedy stopa bezrobocia była na poziomie 13,5 proc., czyli o 0,5 pkt. proc. niższa niż w kwietniu. Zwrot tendencji nastąpi prawdopodobnie jesienią, ale eksperci mają nadzieję, że liczba bezrobotnych nie będzie rosła w szybkim tempie.
Fot. Adam Cyło
Ostatnie dane, zwłaszcza te dotyczące rynku pracy zaczęły wreszcie napawać optymizmem. Od kwietnia bezrobocie zaczęło systematycznie spadać. W marcu wynosiło jeszcze 14,3 proc.
– Na pewno nie jesteśmy w trybie maratonu, że biegniemy do przodu, natomiast powoli wychodzimy na prostą – ocenia Dominika Staniewicz, ekspert rynku pracy Business Centre Club. – Można zakładać, że lipiec i sierpień będą miały taką tendencje, choć nie sądzę, aby wciąż tak drastyczną.
Dane GUS z ubiegłego miesiąca zaskoczyły analityków. Uwzględniając czynniki sezonowe rynek spodziewał się, że stopa bezrobocia spadnie, ale nie aż tak wyraźnie.
– W październiku i w listopadzie prawdopodobnie będzie znowu wzrost bezrobocia, ale trzymamy kciuki, żeby był mniejszy – mówi ekspertka.
Bezrobocie w sposób naturalny ma swoje przełożenie na wysokość średniego, miesięcznego wynagrodzenia. Im trudniej znaleźć specjalistę, tym większą trzeba mu zapłacić pensję. W maju wynosiła ona średnio 3699,67 zł.
– Wynagrodzenia generalnie rosną, aczkolwiek niewiele nad inflację, w związku z czym pewnie nie czujemy się dużo bogatsi – mówi ekspertka BCC. – Inflacja może nie jest zbyt wysoka, ale właściwie zjada nasze podwyżki.
Wzrost wynagrodzenia generowany jest dzisiaj głównie przez firmy działające w branżach nowoczesnych technologii, m.in. w sektorze IT, zatrudniające wysoko wyspecjalizowanych pracowników. W innych obszarach, np. w budownictwie, które od wielu miesięcy boryka się z poważnymi problemami, zarobki utrzymują się na niezmienionym poziomie albo rosną tylko w niewielkim stopniu.
– Wynagrodzenie nie może rosnąć non stop, w nieskończoność – mówi Staniewicz. – Teraz nastąpiły korekty wynagrodzenia po okresie hossy, która miała miejsce wiele lat temu.
Jak podkreśla, to normalna reakcja rynkowa. Im szybciej rozwija się gospodarka i prężniej działają poszczególne firmy, tym więcej rąk do pracy jest potrzebnych i to pracodawcy zabiega o pracowników.
– Tutaj resort pracy nie ma nic do tego, ponieważ jest reaktywny, nie kreuje rynku pracy, a jedynie go wspiera – tłumaczy Dominika Staniewicz. – Rynek pracy kreuje Ministerstwo Finansów i Ministerstwo Gospodarki, które ostatnimi czasy raczej nie pomagają przy tworzeniu nowych miejsc pracy.
Newseria