Turystyka łowiecka. Przystanek Podkarpacie
Podkarpacie rokrocznie odwiedza kilkuset myśliwych zagranicznych. Dewizowcy zostawiają w naszym regionie niemałe pieniądze. O tej nie wszystkim znanej formie turystyki można przeczytać w najnowszym numerze czasopisma „Karpacki Przegląd Gospodarczy” (wydawca Stowarzyszenia Pro Carpathia).
Któż z nas nie słyszał o safari – wyprawie myśliwskiej do Afryki. Okazuje się, że równie egzotyczne, co afrykańskie, są polowania dla cudzoziemców w Polsce, a zwłaszcza w jednym z najpiękniejszych przyrodniczo jego zakątków, tj. na Podkarpaciu. Magnesem, który nierzadko przyciąga myśliwych zagranicznych na Podkarpacie są Bieszczady. Trafia tu najwięcej dewizowców. Przyjeżdżają głównie z Niemiec, Francji, Włoch, Hiszpanii, Austrii, ale też z Norwegii, Danii, Belgii, Słowacji i Szwajcarii. Od 7 lat coraz więcej cudzoziemców przyjeżdża w okolice Husowa, Łańcuta, Leżajska, Rzeszowa, Głogowa Młp., Sokołowa Młp. Sieniawy, Narola, Przemyśla, Krasiczyna, Kolbuszowej, Dębicy i Mielca.
- Turystyka myśliwska jest szybko rozwijającą się dziedziną – zauważa Zdzisław Siewierski, łowczy okręgowy w Rzeszowie. – Przyczyną tego zjawiska jest ogólny wzrost dobrobytu. Nie bez znaczenia jest też poprawiająca się w naszym kraju z roku na rok infrastruktura drogowa, a w przypadku Podkarpacia posiadanie lotniska w podrzeszowskiej Jasionce – coraz więcej osób przylatuje samolotem – tłumaczy.
Zasady wykonywania polowań dewizowych określa rozporządzenie Ministra Środowiska. Ustawa prawo łowieckie z 1995 r. wprowadziła obowiązek uzyskiwania koncesji na sprzedaż usług turystycznych obejmujących polowania w kraju dla cudzoziemców. Polowania dla myśliwych zza granicy organizują biura polowań dewizowych - na Podkarpaciu najprężniej działające to Biuro Polowań Dewizowych „Art-Hubert” Sp. z o.o. Leżajsk oraz Biuro Polowań „Bieszczady” przy Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie.
– Cudzoziemcy przyjeżdżający na Podkarpacie najczęściej polują na sarny rogacze i jelenie byki, rzadziej na dziki – podkreśla Eugeniusz Grzegorz Gwiazdowski z BPD „Art-Hubert”.
– Tutaj w naszym województwie, a w szczególności w Bieszczadach samce zwierzyny płowej, zwłaszcza jeleni –byków są najsilniejsze, mają najokazalsze poroże – dodaje Jacek Niemczyk z BP „Bieszczady”. – Jelenie byki pozyskiwane w Bieszczadach mają znaczącą pozycję w Europie – dodaje. Z kolei północno-zachodnią część kraju częściej wybierają ci dewizowcy, którzy chcą polować na dziki. W tym rejonie Polski zwierzyny czarnej jest po prostu więcej i prawdopodobieństwo upolowania dzika jest większe niż na Podkarpaciu.
Myśliwi dewizowi zamieszkują w pensjonatach, kwaterach myśliwskich lub w hotelach - m.in. w Rzeszowie, Krasiczynie, Arłamowie. Średnio wykupują 5 dób pobytu. Przyjeżdżają indywidualnie lub grupowo.Część myśliwych zagranicznych przybywających do nas to stali klienci, część nowi.
– Mamy takie kilkuosobowe grupy, które regularnie korzystają z naszych usług od 7-8 lat – podkreśla Gwiazdowski. – Jeśli nie byliby dobrze obsłużeni, nie pozyskiwaliby trofeów, nie wracaliby – dodaje. W sezonie, Art-Hubert obsługuje na Podkarpaciu ok. 120 myśliwych, zaś w skali całego kraju ok. 300. Z kolei BPD „Bieszczady” – ok. 200 myśliwych.
Atutami naszego regionu są: dobry stan zwierzyny, piękne łowiska, dobrze przygotowani do obsługi dewizowców myśliwi-podprowadzający. - Podkarpacie uchodzi za jedno z najlepszych łowisk w Europie - podkreśla Eugeniusz Gwiazdowski. – Jest tu nieskażona przyroda, życzliwi i przyjaźnie nastawieni do obcokrajowców ludzie, bardzo smaczna kuchnia no i okazałe trofea – tłumaczy.
Przy okazji swojego krótkiego pobytu, dewizowcy rzadko starają się coś zwiedzić. – Koncentrują się głównie na polowaniu, zwiedzaniem zainteresowanych jest ok. 10 procent naszych klientów – podkreśla Jacek Niemczyk. Ci, polujący w okolicach Rzeszowa urzeczeni są „myśliwskim” kościołem w Miłocinie.
Turystyka myśliwska, jak przystało na turystykę, przynosi korzyści finansowe. Nie tylko biurom polowań, hotelom, ale też samym kołom łowieckim.
– Polowania dewizowe organizuje się po to, aby zarobić na prowadzenie gospodarki łowieckiej, na wypłatę odszkodowań za szkody łowieckie – podkreśla Adam Chmielowski, prezes Okręgowej Rady Łowieckiej w Przemyślu. - Nie traktuje się ich, jako zło konieczne, raczej, jako szansę zdobycia dodatkowych, niemałych środków finansowych.
Koła łowieckie, pieniądze na działalność statutową pozyskują przede wszystkim ze składek swoich członków. Decyzja o sprzedaży polowań cudzoziemcom zapada na walnym zgromadzeniu koła. Ustalana jest wówczas liczba zwierzyny do odstrzału oraz liczba polowań. Następnie ta oferta przedstawiana jest biurom polowań dewizowych.
– Polowania dewizowe to tak naprawdę obopólny interes – myśliwi zabiegają o dewizowców, z kolei dewizowcy zabiegają o możliwość polowania w interesującym ich kraju – podsumowuje Chmielowski.
Prezes OKŁ w Przemyślu nie ukrywa, że czasem to trudna sytuacja finansowa zmusza koła łowieckie do przeznaczania zaplanowanej do odstrzału zwierzyny w pierwszej kolejności dewizowcom, z czym myśliwym z danego koła nierzadko trudno się pogodzić, bo im pozostaje niewiele sztuk do upolowania.
Ceny polowań dewizowych są zróżnicowane w zależności od rzadkości gatunków, trudności w ich pozyskaniu oraz jakości i wagi trofeów. Orientacyjne ceny, biura polowań zamieszczają na swoich stronach internetowych. Przykładowa oferta na rogacza oscyluje w granicach 200-300 euro.
Dochody z turystyki myśliwskiej są znaczące, zwłaszcza w przypadku dużych i rzadkich zwierząt, dostarczających atrakcyjnych trofeów. Pozyskanie kilkunastu tryków argali (po ok. 40 tys. dolarów za sztukę) przynosi Mongolii niebagatelny dochód, przeznaczany podobno na ochronę ich populacji w Ałtaju i na pustyni Gobi. Z wpływów za odstrzelenie 40 niedźwiedzi brunatnych (ok. 10 procent populacji) rocznie w Bułgarii 1/5 jest przeznaczana na ochronę ich populacji i środowiska.
Liczba turystów myśliwskich jest różna dla poszczególnych krajów, w zależności od sytuacji finansowej i ekonomicznej, regionalnych tradycji myśliwskich. Ok. 30 procent europejskich myśliwych wyjeżdża na polowanie za granicę – zdecydowana większość preferują Afrykę. Kontynent ten preferują też polscy myśliwi. Ale nie tylko. Polacy wyjeżdżają do krajów ościennych. Ci z Podkarpacia najczęściej jeżdżą do Norwegii na łosie i wilki, na Białoruś – na głuszce i cietrzewie, a także na Słowację – na daniele, bażanty, zające, wilki. Ponadto wybierają również Rosję, Rumunię, Ukrainę.
- Polowania dewizowe pełnią jeszcze jedną funkcję – poznawczą. Pozwalają poznać nowe tereny, nowe łowiska, nowe zwyczaje, nową kuchnię – zauważa Karol Ungeheuer z „Towarzystwa Myśliwych” w Rzeszowie, najstarszego koła łowieckiego w Polsce. Sam wielokrotnie polował na Słowacji. – Urzeka mnie wysoka kultura tamtejszych myśliwych, przyjazne nastawienie, sposób celebracji polowania – mówi.
Bogdan Kidacki z Wojskowego Koła Łowieckiego „Rogacz” w Rzeszowie polował w Afryce, ale też w wielu krajach Eurazji. Podkreśla, że największą wartością łowów za granicą są doznania estetyczne. – Tym, co sprawia, że wyjeżdżam, jeśli tylko nadarzy się okazja jest przecudna, niepowtarzalna przyroda. Tych efektów wizualnych nie da się opisać – mówi. - Niezapomniane są dla mnie polowania w Norwegii, zapierające dech w piersiach widoki na najpiękniejsze fiordy – wspomina.
Czy cudzoziemcy mogą się czegoś nauczyć od Polaków. – Na pewno oddawania upolowanej zwierzynie szacunku – podkreśla Jacek Niemczyk z Biura Polowań Dewizowych „Bieszczady” przy Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie. – Ponadto my, Polacy przywiązujemy wagę do kultywowania tradycji i zwyczajów łowieckich – dodaje.
Możliwość odbycia polowania dewizowego, to często dla zamożnych osób z całego świata jedyny pretekst do odwiedzenia danego kraju, danego jego regionu. Dewizowcy to często jedyni „poważni” turyści, którzy przecierają szlaki, wioząc, jako pierwsi dobrą opinię o miejscu, w którym byli w świat. A biura polowań dewizowych są takimi małymi katalizatorami lokalnej turystyki. - Jestem jedyną „firmą turystyczną” w regionie, która zajmuje się li tylko i wyłącznie przywożeniem turystów na Podkarpacie – podkreśla Eugeniusz Gwiazdowski. – I to we wcale niemałej ilości – dodaje.
Warto dodać, dziś określenie „polowania dewizowe” powoli odchodzi do lamusa. Bardziej adekwatna nazwa to „polowania komercyjne” lub „polowania dla obcokrajowców”.
Turystyka myśliwska stworzyła w Eurazji stabilny rynek o silnych mechanizmach samoregulacji. Większość myśliwych dewizowych unika miejsc, które mają złą opinię. Wymagania tych klientów przyczyniają się też do dbałości o populację zwierzyny.
Dorota Zańko