Smak Warmii i Mazur – wpływy polskie i niemieckie
RZESZÓW. Było tradycyjnie, smacznie i nieco egzotycznie.
Jeżeli jesteś przesycony potrawami kuchni międzynarodowej, włoskiej czy francuskiej to wiedz, że raz w miesiącu można w Rzeszowie usiąść przy dużym stole, na wygodnym krześle oraz pokosztować dań opartych o jakość i polską (chociaż nie tylko) tradycję.
Cyklicznie, w trakcie imprez kulinarnych „Kuchnie Regionów”, w restauracji „Wesele” hotelu Bristol odbywają się spotkania, których smak długo zostaje w pamięci. Była już kuchnia kaszubska, podkarpacka, śląska, kresowa, żydowska, czas przyszedł wreszcie na Warmię i Mazury.
Kuchnia tego regionu to swoista mieszanka wpływów polskich i niemieckich. Wyraźnie rysują się tradycje teutońskie w postaci kapusty, kiełbas, mięs i klusek oraz akcenty polskie, jak sięganie przez gospodynie po domową śmietanę, liczne zioła i przyprawy, a także różnorodność wędlin i tradycyjne polskie dania, czyli flaki i barszcze. Mazurski smak to również świeżo wędzone ryby, z węgorzem i trocią na czele.
Arkadiusz Wejer, szef kuchni restauracji „Wesele”, zaproponował na ten piątkowy wieczór (zawsze pierwszy w miesiącu) szereg dań, z których kilka miało bardzo oryginalne dla mieszkańców południa Polski nazw.
Na początek serwowano przystawki, oczywiście z ryb. Śledzik po Giżycku w „tomatnym sosie” okazał się ciekawie orzeźwiający przez swą cebulową i pierzową ostrość potrawą. Delikatne mięso wprost rozpływało się w ustach. Podobnie z resztą, jak i troć smażona, podana w zalewie. Ta ostatnia byłaby cudowna, gdyby nie te ości… Ten segment wieczoru kończyła sałatka z półgęskiem mazurskim – dla wielbicieli sałatki majonezowej rarytas, a do tego plastry mięsa z gęsich piersi.
Po zapoznaniu się z tą częścią baru, przeszliśmy do następnej. Tu czekała na nas klopsiki królewieckie z cielęciny w pomidorowym sosie, które idealnie pasowały do kotletów z ziemniaków. Pod nazwą zaklepki ze zsiadłego mleka „ukrywał” się delikatny chłodnik z botwinki, rzodkiewki, koperku, dwóch rodzajów ogórka (świeżego i małosolnego) oraz oczywiście zsiadłego mleka. Natomiast dzyndzałki warmińskie okazały się niewielkimi pierożki z mięsnym farszem. Nie zabrakło także miejsca na wyśmienitego pstrąga z patelni. Pieczeń wołowa z modrą kapustą bardziej kojarzyła mi się z tradycją śląską, ale cóż - człowiek uczy się przez całe życie. Mięso było bardzo delikatne, w aromatycznym, gęstym sosie, a całość idealnie współgrała z gotowana czerwoną kapustą. Na koniec zostało jeszcze ciut miejsca na pince czyli placki ziemniaczane, które wybornie smakowały podane z gęstą, kwaśną śmietaną.
Uczta była wspaniała, ale koleżanka i tak na drugi dzień stwierdziła, że najbardziej pamięta pierożki z grzybami leśnymi.
Dla przypomnienia – 4 października br. w ramach spotkań kulinarnych „Kuchnie Regionów” – kuchnia bawarska.
Krzysztof Zieliński
Smakosz, krytyk kulinarny, znawca i propagator potraw tradycyjnych, redaktor portalu podkarpackiesmaki.pl