Islandzka wiosna – felieton Jakuba Sieradzkiego

Opublikowano: 2012-03-22 15:24:01, przez: admin, w kategorii: Opinie

Najważniejszym wydarzeniem minionych dni dla większości Polaków jest nadejście wiosny – tej astronomicznej, kalendarzowej, ale przede wszystkim ciepłej i słonecznej.

Jakub Sieradzki, Instytut Badań i Analiza Finansowych

Jakub Sieradzki, Instytut Badań i Analiza Finansowych

Na twarzach moich koleżanek i kolegów na dobre zagościł uśmiech, tak skrzętnie skrywany przez zimę. Polityka, do czasu, przestała zajmować radosnych obywateli. Zniknął problem emerytur (tak na boku, dlaczego nie do 66 lat? Byłoby tak amerykańsko i bluesowo jak w piosenkach Dżemu czy Rolling Stones „Route 66”…), znikło zainteresowanie łupkami, ba – nawet kryzys eurolandu! Ale jest wyspa (absolutnie nie „zielona”) gdzie krajobraz wygląda całkowicie inaczej.

Mowa o Islandii, gdzie lody topnieją powoli, wiosny ani widu ani słychu, a która powoli acz konsekwentnie wychodzi z kryzysu. Świadczą o tym nie tylko dane makroekonomiczne tj. wzrost PKB o 3,1% w 2011r., zatrzymanie inflacji galopującej w granicach 5% (w lutym 2012 r. 6,3%) czy wysoki popyt na obligacje rządowe, ale przede wszystkim komentarze prasowe! Tak, tak, już nawet dziennikarze o tym piszą, więc musi być coś na rzeczy. Jak świat długi i szeroki żurnaliści zadają pytanie: jak to możliwe, że Wikingom się udało? Zadał je Washington Post i New York Times, The Economist, ale i nasze rodzime gazety.

Kto płaci za bankierów

Dla przypomnienia dodam, że Islandczycy pozwolili swoim trzem największym bankom zbankrutować, kompletnie wbrew regule „too big to fail” („za duży by upaść”). Co prawda nie zadali ostrego ciosu toporem, ale spokojnie i z rozwagą odesłali bankierów i menedżerów „w mury Walhali”. W wielkim skrócie banki zostały najpierw znacjonalizowane, później zmuszone do bankructwa, a na końcu na ich gruzach powstały inne organizacje, spłacające długi swoich poprzedników z ich upadłego majątku (należałoby raczej powiedzieć – zgliszczy).

Podatnicy nie musieli płacić za błędy bankierów (którzy sami wrócili do swojego pierwotnego zajęcia – rybactwa). Dodatkowo Islandczycy sumiennie płacącą podatki, co niewątpliwie przyczyniło się do powrotu islandzkiej gospodarki do równowagi.  

A tymczasem w Europie...

Twór zwany Merkozym pompuje kolejne miliardy do kieszeni Greków i Włochów. Niemieckie i francuskie banki mogą spać spokojnie, niezależnie od portfela, jakim dysponują, a za wszystko płacimy my – europejscy podatnicy. Ciekawe czy kazus islandzki w przeciwieństwie do greckiego da władzom w Berlinie i Paryżu do myślenia. Islandczycy to mądrzy ludzie – kiedy chcieli, żeby ktoś pomógł im ratować się przed kryzysem (czytaj spłacić ich rachunki), byli bardzo skorzy do członkostwa w UE. Od kilku miesięcy chęci im raczej minęły...

Aby okazać solidarność europejską powiem, że my też ich w Unii nie chcemy! Z tymi wszystkimi range roverami zatruwającymi europejskie środowisko?! My w Unii mamy wiosnę, kalendarzową oczywiście.

Jakub Sieradzki

Jakub Sieradzki, ekspert Instytutu Badań i Analiz Finansowych Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie, zajmuje się prawem gospodarczym oraz rynkami finansowymi.

Korzystamy z plików cookies i umożliwiamy zamieszczanie ich stronom trzecim. Pliki cookies ułatwiają korzystanie z naszych serwisów. Uznajemy, że kontynuując korzystanie z serwisu, wyrażasz na to zgodę.

Więcej o plikach cookies można dowiedzieć się na uruchomionej przez IAB Polska stronie: http://wszystkoociasteczkach.pl.

Zamknij