Czy da się rozwiązać problemy pielęgniarek? Opinia Tadeusza Kensego
Od kilku dni media szeroko informują o proteście pielęgniarek w Centrum Zdrowia Dziecka. Nic, dziwnego to jeden z najbardziej znanych i najważniejszych szpitali w Polsce. Ale takie same problemy występują we wszystkich publicznych placówkach służby zdrowia w Polsce.
Fot. Pixabay/CC0
Jak to staremu byłemu związkowcowi – wydaje mi się, że wybrana forma i okoliczności protestu są strategicznie bardzo trafne. Pielęgniarki były już tyle razy zbywane, lekceważone, oszukiwane, że ocena moralna tego, czy akurat one miały prawo odejść od łóżek małych pacjentów jest raczej jednomyślna – miały prawo. Centrum Zdrowia Dziecka jest jednostką na tyle dużą i znaną, że – jak kiedyś Stocznia Gdańska – sama może akcję przez jakiś czas „pociągnąć”, a „solidarne” rozszerzanie konfliktu na inne jednostki w całej Polsce niewiele by dało, sporo natomiast skomplikowało, także pod względem ekonomicznym, gdyby część kosztów protestu musiała być poniesiona przez związki zawodowe czy inne cechowe instytucje. Już wiadomo, że pielęgniarki z CZD sporo, w zakresie organizacji pracy i zatrudnienia, wywalczyły, są też duże szanse na porozumienie płacowe.
Jeśli tak się stanie, to wtedy ruszy łagodna już, ogólnopolska fala roszczeniowa, mająca utrzymać jak najdłużej przekonanie, że to sprawy między dyrekcjami a załogami, nie zaś problem stricte resortowy, rządowy i samorządowy. Gdyby doszło do próby „spacyfikowania” niepokornych pielęgniarek, to wtedy – jak sądzę – zamiast zbędnej i kosztownej (także moralnie), żywiołowej reakcji ogólnopolskiej, powinny rozpocząć się dobrze przygotowane i zabezpieczone, również finansowo, kolejne akcje „kroczące” w innych, dobrze wybranych, znanych i ważnych placówkach.
Od dłuższego czasu powtarzam (w mowie i piśmie), że kwestię organizacji służby zdrowia, w tym wynagrodzenia lekarzy, pielęgniarek i reszty personelu, należy rozwiązać systemowo, a nie tylko dorzucać pieniędzy do złego systemu. Najczęściej, także w mediach i ze strony mediów słyszy się dziś coś przeciwnego. Na szczęście pojawiają się też bardziej racjonalne opinie (jak dziennikarz Rzeczpospolitej Filip Memches, gość programu „Loża Prasowa” TVN24 z niedzieli, 28 maja 2016).
Oczywiste jednak jest, że podparty protestem spór w Centrum Zdrowie Dziecka trzeba jeszcze rozwiązać doraźnie, nawet wtedy, gdyby taka zastosowana incydentalnie „dobra praktyka”, zamiast pełnego uspokojenia miała wywołać trwające przez jakiś czas zjawisko fali.
Trudno sobie wyobrazić skuteczne poprawienie, przeorganizowanie systemu, bez obfitego korzystania z możliwości jakie dają nowoczesne systemy i programy informatyczne. Chyba nie przez przypadek w niedawnym „audycie” dokonań/niedokonań rządu poprzedniego, a właściwie kolejnych rządów poprzednich, dwoje ministrów, których oceniam jak – nie tylko ja – jako „pracowitych” o tym mówiło wprost. Byli to minister cyfryzacji Anna Streżyńska, która zwróciła uwagę na „wolne moce”, zbyteczne lub niedokończone, nieskoordynowane projekty dotyczące cyfryzacji i informatyzacji. Z kolei minister zdrowia Konstanty Radziwiłł nawet zaczął swoje wystąpienie od wciąż nieistniejącej „karty pacjenta”, czyli o symbolicznym wręcz fetyszu konkretnego zorganizowania usług leczniczych i innych usług prozdrowotnych, odpowiadających realnym potrzebom i poddanych łatwej kontroli co do kompletności, powszechności, terminowości, a przede wszystkim – co do medycznego uzasadnienia.
To zmartwienie/zobowiązanie głównie rządowej centrali, ale i wojewódzkie samorządy mogłyby wykazać się swoją inicjatywą, wolą, doświadczeniem, potencjałem możliwości. Szczególnie jedyne w Polsce województwo, w którym rządzi PiS: podkarpackie, tym bardziej, że nadzorujący instytucje służby zdrowia członek zarządu województwa Stanisław Kruczek, ma w sprawach informatycznych solidne wykształcenie i spore zawodowe doświadczenie (długoletni prezes Okręgowej Spółdzielni Telefonicznej w Tyczynie, zajmującej się dostarczaniem m.in. Internetu oraz innych usług cyfrowych, także w Rzeszowie – przyp. red.).
Wciąż pokutuje przekonanie, że ewentualny dialog społeczny to jakieś formy rozmów i porozumień dwu- lub trójstronnych; podczas, gdy tych stron jest zwykle znacznie więcej. Wydaje mi się na przykład, że w takich rozmowach w Centrum Zdrowia Dziecka udział powinni brać, prócz pielęgniarek i ich organizacji cechowych oraz związkowych, prócz dyrekcji szpitala, prócz przedstawiciela „właściciela” (niekoniecznie musiałby być nim osobiście sam minister) - także (co najmniej) delegaci pracujących tam lekarzy i ich organizacji oraz przedstawiciele rodziców leczonych i oczekujących w kolejce do leczenia dzieci. Nie od rzeczy byłoby chyba też, gdyby w tych negocjacjach uczestniczyli na przykład szpitalni kapelani, choćby tylko ci zatrudnieni tam na etatach . W końcu niby to wszyscy chcemy stać się społeczeństwem suwerennych, solidarnych względem siebie obywateli...
Tadeusz Kensy, działacz społeczny, gospodarczy i związkowy. Zajmował kierownicze stanowiska w firmach i instytucjach, ekspert i doradca gospodarczy