Powiat Rzeszowski - siła inwestycji

Przed nami Wigilia Bożego Narodzenia

Opublikowano: 2018-12-24 22:29:11, przez: admin, w kategorii: Kultura

Wigilia była uważana za dzień, który miał wpływ na nadchodzący rok. Niemal wszystko, co się w Wigilię zdarzyło miało mieć długotrwałe skutki. Dlatego nie wolno było się kłócić, dzieci musiały być grzeczne, nie pożyczano niczego żeby z domu nie ubywało.

Przed nami Wigilia Bożego Narodzenia

 

Już od samego rana domy odwiedzali sąsiedzi – gospodarze, składając życzenia, aby nadchodzący rok był pomyślny. Oprócz dorosłych chodziły także dzieci, które za życzenia dostawały specjalnie na ten dzień wypiekane bułeczki, szczodroki. Niekiedy uważano, że przyjście pierwszej kobiety było złą wróżbą, że w domu nie będzie się wiodło, będą choroby, a nawet śmierć. Wierzenie to rozpowszechnione było w wielu wsiach regionu. W innych wioskach mawiano, że jeśli przyjdzie pierwsza kobieta będzie w gospodarstwie cieliczka, jeśli mężczyzna – byczek. Ponieważ cieliczki były chętniej widziane, to i odwiedziny pierwszej kobiety były uważane za korzystniejsze. Tego dnia należało przeprosić się ze wszystkimi, by nie żywić do nikogo urazy. Godzili się ze sobą ludzie, którzy nawet miesiącami się do siebie nie odzywali. Prowokując przyszłość, każdy starał się wykonać jakąś pracę by zapewnić sobie pomyślność w nadchodzącym roku. Gospodarze przejeżdżali tego dnia konie, aby mieć szczęście do furmanienia. Szli też do lasu by cokolwiek z niego zabrać, żeby mieć szczęście przez cały rok.

Najbardziej zapracowane były gospodynie. One musiały przygotować na czas wieczerzę, a także oporządzić bydło. Z rana brano cebulę i dzielono na dwanaście łupin odpowiadających każdemu miesiącowi i sypano do nich sól. W której łupinie była wilgotna, ten miesiąc miał być mokry. Nim rozpoczęto wieczerzę należało odpowiednio przygotować izbę. Na podłodze rozścielano słomę: żeby było jak w stajence betlejemskiej. Na słomie tej również spano. Wnoszono też snop żytni, który stawiano w kącie izby żeby był razem ze wszystkimi przy wieczerzy. Był to symbol zmarłych, których dusze miały przebywać w słomie.

Choinki zaczęły upowszechniać się dopiero w latach 20. ubiegłego wieku. Początkowo pojawiły się w domach zamożniejszych. Modę na nie mieli wprowadzić wyjeżdżający na roboty do Niemiec, którzy przywozili stamtąd ozdoby. Do czasu upowszechnienia się choinek zawieszano u tragarza wiechy – wierzchołki jodełek lub świerków. Wiechy przybierano ciastkami w kształcie zwierząt i gwiazdek, jabłkami, kwiatami i wstążkami papieru, kolorowymi szklanymi bańkami oraz świeczkami. Wisiały do Nowego Roku albo do Trzech Króli. Potem zatykano je przed domami w śniegu, zostawiając kilka ciastek dla ptaków.

W czasie wieczerzy gospodarz poruszał wiechą żeby był urodzaj. Wigilijną wieczerzę zwaną obiadem lub pośnikiem spożywano dawniej na ławie, a dopiero później (po I wojnie) na stole. Wysypywano nań najpierw owies i jęczmień, kładziono też czosnek i kolorowy opłatek. Następnie przykrywano wszystko sianem. W św. Szczepana ziarno dawano kurom, a siano bydłu. Nogi ławy czy potem stołu obwiązywano słomianym powrósłem, którym potem gospodarz wiązał drzewa owocowe. Pod koniec XIX wieku zaczęto siano przykrywać lnianymi płachtami, które też obwiązywano powrósłami.

Wieczerzę rozpoczynano z chwilą ukazania się pierwszej gwiazdy na niebie. Zgromadzeni odmawiali modlitwę za zmarłych, a potem dzielono się opłatkiem składając sobie życzenia. Zawsze życzenia rozpoczynał gospodarz, a następnie w skupieniu spożywano potrawy. Jedzono w milczeniu stojąc wokół stołu, przy którym zostawiano jedno miejsce wolne dla gościa, które jednak w dawniejszych czasach łączono z pamięcią o zmarłych, którzy tego wieczoru odwiedzali rodzinne domy. Miskę ustawiano w dołku wymoszczonym w sianie, w który wkładano opłatek. Jeśli przykleił się do dna miski zapowiadało to urodzaj rośliny, z której potrawa była przyrządzona.

Po wieczerzy pastuch lub gospodyni wiązali powrósłem łyżki, żeby krowy nie rozchodziły się przy pasieniu. Gospodarz wyciągał ze snopa źdźbła słomy i rzucał je za tragarz. Ile ich się zaczepiło, tyle kop miał zebrać z pola. Dziewczęta wróżyły, czy w najbliższym roku wyjdą za mąż: dzieliły cebulę na tyle łupin ile ich było w domu. Do łupin sypały sól, której sól zamokła, ta miała się wydać. Była to więc wróżba podobna do przepowiedni pogody. Opowiadano, że tej nocy te zwierzęta, które były w stajence betlejemskiej, potrafią ze sobą rozmawiać ludzkimi głosami. Uważano jednak, że kto podsłucha zwierzęta, może umrzeć.

Po skończonej wieczerzy odwiedzano się wzajemnie. W tym czasie starsi chłopcy parobcy robili despety. Wynosili na dachy domów czy stodół wozy, pługi, brony, smarowali szyby w oknach błotem. Przed północą wyruszano na Pasterkę do kościoła.

 

 

Korzystamy z plików cookies i umożliwiamy zamieszczanie ich stronom trzecim. Pliki cookies ułatwiają korzystanie z naszych serwisów. Uznajemy, że kontynuując korzystanie z serwisu, wyrażasz na to zgodę.

Więcej o plikach cookies można dowiedzieć się na uruchomionej przez IAB Polska stronie: http://wszystkoociasteczkach.pl.

Zamknij