Wielkość i upadek Igloopolu
RZESZÓW. Agencja Wydawnicza „Jota” wydała książkę Waldemara „Prawdy o Igloopolu”. Waldemar Bałda to pochodzący z Podkarpacia dziennikarz, pracujący w Krakowie.
Igloopol zatrudniał kilkadziesiąt tysięcy ludzi, ale kojarzy się z jednym człowiekiem - Edwardem Brzostowskim. Dlatego książkę równie dobrze można uznać za biografię Brzostowskiego.
Edward Brzostowski Zaczął wspinać się po drabinie kariery jako młody chłopak, w połowie lat 50. Zajmował różne stanowiska, działał w Związku Młodzieży Polskiej i Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Jako młody człowiek został sekretarzem ekonomicznym Komitetu Powiatowego PZPR. Autor książki twierdzi, że zostawił po sobie dobrą pamięć.
Właściwym człowiekiem na właściwym miejscu okazał się po objęciu stanowiska dyrektor Chłodni w Dębicy. Szybko rozpoczął budowę dużego zakładu. A widząc niedostatki socjalistycznego gospodarowania starał się je omijać – a gdy była możliwość, to rozwiązywać. Stąd też chciał zapewnić Igloopolowi samowystarczalność. Nie chciał korzystać z usług pośredników. Wykorzystywał każdą okazję do zarobku, np. zaopatrywał w koła fabrykę samochodów.
W 1988 roku dębicka firma prowadziła działalność już w całym kraju, a także zagranicą. Podawana była jako dobry przykład w innych krajach bloku sowieckiego, a także interesowano się nią w Chinach, które wdrażały wtedy gospodarkę rynkową. Wtedy właśnie stała się pierwszą w Polsce spółką. Akcje otrzymali także pracownicy. Oczywiście największy pakiet przypadł założycielowi, który stał się teraz prezesem.
Dobra passa został przerwana w 1989 roku, razem ze zmianą ustroju. Ale Edward Borzostowski, a ślad za nim Waldemar Bałda nie winią za to nowych . Szybko bowiem firmę zaczęto wskazywać jako przykład „uwłaszczenia nomenklatury”. Pojęcie to oznacza proceder bezprawnego przejmowania państwowego majątku przez zarządzających nim dyrektorów pochodzących z partyjnego nadania. Zjawisko takie rzeczywiście miało w Polsce miejsce, ale zdaniem Waldemara Bałdy, nie można w dębickiej spółce.
Edward Brzostowski szczególnie wini za to ówczesnego wpływowego polityka, wicemarszałka senatu Józefa Ślisza. Grupa jego współpracowników pojawiła się w firmie, miała też wpływ na decyzję jej dotyczące. Majątek zaczął być wyprzedawany za część wartości. A to, czego nie udało się sprzedać, niszczało bezpańskie.
Książkę zamyka zestawienie dalszych losów osób odpowiedzialnych – zdaniem autora i samego Brzostowskiego – za upadek Igloopolu. Cześć z nich zajmowała (i zajmuje do tej pory) wysokie stanowiska w administracji publicznej, ale kilku wypadło z politycznego obiegu.