Skutki nowego prawa dotyczącego sklepików szkolnych
RZESZÓW. Kto straci, kto zarobi?
W piątek w biurze Prawa i Sprawiedliwości odbyła się konferencja prasowa Krystyny Wróblewskiej, kandydatki na posła i dyrektor Podkarpackiego Centrum Edukacji Nauczycieli oraz zaproszonych przez nią gości. Tematem było obowiązujące od kilku dni nowelizacja ustawy oraz rozporządzenie dotyczące żywności dopuszczonej do sprzedaży w sklepikach szkolnych.
Zdaniem Krystyny Wróblewskiej zapisy rozporządzenia są albo skrajnie wyidealizowane, albo napisane w złej wierze.
- To minister zdrowia będzie dyktował co dzieci mają jeść – mówiła Krystyna Wróblewska. - Nie jestem, przeciwnikiem zdrowej żywności. Ale jestem zwolennikiem logiki i racjonalności. - Do teraz to dyrekcja i rady rodziców ustalały co ma być w ofercie. Nie możemy dopuścić do tego, by to Polska resortowa decydowała. To nowela rozporządzenia bardzo rygorystycznie traktuje to, co dzieci mają jeść i co ma być w stołówkach.
Janusz Tuleja. Stowarzyszenie ajentów sklepików szkolnyc w trakcie tworzenia się.
Tryb wprowadzenia ustawy – tylne drzwi. Końem roku . Przeciw był Wipler, dwóch się wstrzymało. 18 czerwca konsultacje międzyresortowe i społeczne na wakacjach. 28 sierpnia. Trzy dni na dopasowanie się. Ale na rynku nie ma producentów tego.
Zwrócił uwagę, że wymogi zawarte w rozporządzeniu (zawartość soli, cukru i tłuszczy) nie są spełniane przez żadnego producenta, w tym także producentów ekologicznych.
- W założeniach nowe przepisy miały dbać o dobro dzieci – mówił Janusz Tuleja. - A tymczasem dzieci zaopatrują się w dyskontach.
przepisy można zinterpretować tak, by nie sprzedawać produktów z białej mąki. A za to kary 1 do 5 tys. zł.
Dodał także, iż powstała firma w Białymstoku, oferująca automaty o nazwie „Zdrowe kieszonkowe”. Kupować w nich będzie można poprzez karty prepaid.
- Tymczasem trzeba zmieniać nawyki żywieniowe dzieci i rodziców – mówi Janusz Tuleja.
Zofia Kowalczuk, intendentka przedszkola w Ustrzykach Dolnych uważam, że dzieci nie będą chciały jeść dań bez soli i cukru.
- Chodzi o to, by dziecko zjadło smacznie - mówiła. - My bierzemy produkty z najwyższej półki. A jak nie ma to rodzice kupują sok czy batony.
Dodała, że placówki edukacyjne kupują produkty żywnościowe w przetargach, podpisując kontrakty na rok, a teraz są trzy dni na zmianę umowy.
Stanisław Kruczek (członek zarządu województwa, a także ojciec sześciorga dzieci, przewodniczący Rady Rodziców w Zespole Szkół przy ul. Hetmańskiej) ocenia nowy przepis jako „absolutnie absurdalny”.
- Jako rodzice czujemy się wyłączeni z decydowania o tym, co będą spożywały nasze dzieci - mówił. - A staramy się włączać rodziców i dzieci w życie szkoły, w demokrację.
Uczestnicy konferencji, odpowiadając na pytania dziennikarzy zapewniali, że nie są przeciwnikami zdrowego żywienia, ale zwracają uwagę na przepisy, które nie są dostosowane do życia.