Skutki stanu wojennego dla współczesnej Polski. Opinia Tadeusza Kensego
Nie da się zrozumieć współczesnej polskiej polityki bez zrozumienia dewastacji jakiej dokonał stan wojenny skutecznie łamiąc i niwecząc bezpowrotnie to, co Jerzy Adam Stępień nazwał błyskotliwie „konfederacją narodu”.

Fot. ipn.gov.pl
Wszystko, co wydarzyło się w drugiej połowie lat 80. było polską wersją sowieckiej „pierestrojki”, często z ograniczeniem czy wręcz zaprzeczeniem najmocniejszym atrybutom pierwszej „Solidarności” jaką była demokratyczność i duża przejrzystość niemal wszystkich procesów decyzyjnych. Nic tak bardzo nie wzmacniało poczucia uczestnictwa milionów obywateli w próbie ułożenia zasad funkcjonowania własnego państwa, nic nie mogło lepiej ulepiać wrażenia wspólnoty i wzmacniać poziomu zaufania oraz kapitału społecznego.
W to miejsce włożono tajne porozumienia nowych elit i ogromne zaangażowanie polityczne Kościoła Katolickiego układającego się z komunistyczną władzą na własną rekę, nawet (jak w rozmowach pierwszego „okrągłego stołu” trwających do lipca 1988 roku) bez jakiegokolwiek udziału struktur nielegalnej „Solidarności” czy innej opozycji antykomunistycznej - tak m.in. uzgodniono podstawowe instytucje przyszłego ustroju: urząd prezydenta, Senat, parytet sejmowy, zasady unormowania stosunków z Watykanem, dominującą pozycję pluralistycznej klasy politycznej, liberalizację stosunków gospodarczych itd.
Obszarem wciąż otwartym pozostawała kwestia suwerenności społeczeństwa wobec klasy politycznej (w tym dopiero - wobec władzy). Komuniści nie dopuszczali myśli o polityczności społeczeństwa cywilnego, tak nagle rozbudzonej w sierpniu 1980 roku. Z całą pewnością było to zgodne ze stanowiskiem Kościoła, który widział dla siebie odrębną, wyjątkową pozycję w państwie w żadnym wypadku nie godząc się na udział w społeczeństwie cywilnym jako jego znaczący, ale jeden z wielu podmiot.
Silnie forsowana była więc, dziwacznie zgodnie, postmodernistyczna koncepcja niepolitycznego „społeczenstwa obywatelskiego”: dość dziwacznego konstruktu kulturowego, niezrozumiałego na gruncie epistemologicznym, bo nie odnoszącego się do realnie istniejącego społeczeństwa, ale warunkowo do jakiejś jego nieokreślonej części, która godzić się będzie na utratę (poza prawami wyborczymi) swej cechy polityczności w zamian za przywileje i profity ze strony władzy. Taka koncepcja, daleko różna od wyrażanej w aktach programowych opozycji demokratycznej czy pierwszej „Solidarności” została uzgodniona przy drugim „okrągłym stole” i potwierdzona prawem o stowarzyszeniach z kwietnia 1989 roku. Brak wewnętrznej suwerenności społeczeństwa oznaczał przyzwolenie na umacnianie (oczywiście pluralistycznej) „partiokracji” w zakresie daleko głębszym niż potrzebnym dla normalnego funkcjonowania demokracji parlamentarnej. Szansa odrębności systemowej drugiej izby parlamentarnej - Senatu została przecież przesądzona jeszcze (choć tajnie) w lipcu 1988 roku.
Mała Konstytucja była kompromisowym obrazem takiego stanu spraw, nasycona duchem wzajemnego braku zaufania i istnienia licznych bezpieczników pomiędzy instytucjami państwa tak, by każda z nich mogła szachować decyzyjność innych. Taka nieklarowność ustrojowa została nazwana i okrzyczana „demokratyzacją”.
Korzyści wynikające z tego dla wszechwładzy licznej grupy klasy politycznej zostały w naturalny sposób przeniesione na grunt Konstytucji uchwalonej w roku 1997.
Tadeusz Kensy - działacz społeczny, gospodarczy i związkowy, ekspert i doradca gospodarczy. Od 1977 w opozycji antykomunistycznej (Studencki Komitet Solidarności, Komitet Samoobrony Społecznej KOR, Solidarność, współzałożyciel Solidarności Rolników Indywidualnych). W 1981 członek Komisji Krajowej NSZZ Solidarność. Przez rok internowany, w 1983 r. zwolniony z pracy, utrzymywał się z prac dorywczych, pracownik fizyczny, a potem brygadzista w firmach prywatnych. W latach 90 i później menedżer w prywatnych i spółdzielczych przedsiębiorstwach.
.