Powiat Rzeszowski - siła inwestycji
Wesołych Świąt życzy Smak Górno

Społeczeństwo obywatelskie – co to takiego? Opinia Tadeusza Kensego

Opublikowano: 2015-09-03 21:55:11, przez: admin, w kategorii: Opinie

Z najnowszego, ósmego zeszytu wydawanej od czasu do czasu przez gdańskie Europejskie Centrum Solidarności „Wolności i Solidarności” wiałoby raczej nudą, gdyby nie kilka ciekawszych wypowiedzi w redakcyjnej ankiecie „Polski rok 1989”. Kilkanaście osób odpowiada na dwa pytania: o kluczową „przyczynę” Sierpnia ‘80 i o największą polską porażkę ćwierćwiecza.

Społeczeństwo obywatelskie – co to takiego? Opinia Tadeusza Kensego

 

I. Inspirujący Aleksander Smolar …

Mnie szczególnie „zainspirowały” fragmenty odpowiedzi publicysty Aleksandra Smolara: byłego komunisty, reformisty – byłego rewizjonisty, byłego paryskiego pomarcowego emigranta, byłego członka władz byłej Unii Wolności (także byłej Unii Demokratycznej), prezesa Fundacji Batorego - na drugie z nich:

„Na tle niektórych innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej widzę jedno tylko poważne niepowodzenie: uformowany system polityczny. Jest on, jak mi się wydaje, nietrwały i nieelastyczny. Ze względu na wodzowski charakter dominujących partii nie zachęca też do kształtowania się kultury demokratycznej.”

Z tym się nie tylko w pełni zgadzam w duchu, ale właśnie o tym od jakiegoś już przecież czasu w kółko mówię i piszę. A także – kontestuję znaczną część poczynań w sferze publicznej zarówno polityków (szczególnie krajowych legislatorów) „nie naszych” jak i „naszych”.

W zasadzie zgadzam się też z tym, jakie wskazuje przyczyny takiego stanu rzeczy, zdając sobie w tym momencie sprawę, że prezes Fundacji Batorego tak niespodziewanie łamie jeden z podstawowych paradygmatów całego własnego politycznego i społecznego środowiska, a także kilku różnych innych środowisk werbalnie z tamtym zantagonizowanych ale podobnie wycierających sobie nieustannie gęby wzywaniem imienia „społeczeństwa obywatelskiego” i wygadujących różne bzdury dla wyrażenia swojej wobec tego masowego tworu afirmacji. A tu sam Aleksander Smolar wbija im wszystkim nóż w plecy! Bo, i to też prawda, to jeszcze nie wszystko:
„Słabości systemu politycznego mają zapewne jedno z zasadniczych źródeł w zaskakującym niedorozwoju społeczeństwa obywatelskiego.”

Gdy jednak zaczyna on sugerować KTO przyczynił się szczególnie do wytworzenia się u nas tego dziwacznego społecznego tworu i w jakich warunkach w ogóle do tego doszło - moja zgoda z nim nagle się kończy. U Smolara czytam tak:

„Opozycja lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych obrała za podstawę ideową między innymi mit społeczeństwa obywatelskiego, chociaż sama nazwa przyszła z Zachodu. Powstające niezależne organizacje, ruchy w latach osiemdziesiątych, a nawet partie stwarzały wrażenie wielkiego bogactwa. Nie mówiąc o potędze polskiego Kościoła, będącego miejscem niezależnego życia społecznego. Po roku 1989 okazało się jednak szybko, że mieliśmy do czynienia z pewnym złudzeniem. W istocie nieliczne badania ukazywały niski poziom wzajemnego zaufania i bardzo niski – porównując z innymi krajami nawet naszej części Europy – poziom społecznego zaangażowania poza państwem i gospodarką. Trudno o to kogokolwiek oskarżać, ale jest to niewątpliwie cecha naszego życia zbiorowego, która może być jednym z czynników blokujących dalszy rozwój.”

A potem jest już tylko gorzej; może polityczny sztukmistrz tej klasy co Aleksander Smolar udaje tylko, że nie zauważa wewnętrznych sprzeczności w tym, że ocena o „ źle uformowanym systemie politycznym, który nie zachęca do kształtowania się kultury demokratycznej” i który jest „poważnym niepowodzeniem na tle niektórych innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej” pozostaje w wyraźnej sprzeczności z opinią, że i tak nikt „nie dał sobie rady lepiej niż Polska”. Podobnie, trudno go podejrzewać o to, że ani wie, ani rozumie, jaka była rzeczywista rola i cel polskiego Episkopatu w porozumieniu z komunistami co do pełnej akceptacji modelu pomarksistowskiej utopii „społeczeństwa obywatelskiego” zamiast przywrócenia/oktrojowania normalnego, politycznego społeczeństwa cywilnego . Jeśli zaś nie udaje, tylko naprawdę tego wszystkiego nie rozumie – to jeszcze gorzej.

Jak by tam nie było, Smolar pisze dalej:

„Można sformułować wiele zarzutów pod adresem modelu przemian gospodarczych i społecznych – na pewno można było zrobić wiele rzeczy lepiej i szybciej – ale trudno wskazać na kraje, które dały sobie radę lepiej niż Polska. Podsumowując: Polska ma za sobą niezwykle ćwierćwiecze rozwoju, awansu cywilizacyjnego, wzrostu bezpieczeństwa zewnętrznego. Ale też przeszłość nie pozwala na przewidywanie dalszej trajektorii naszego rozwoju. Również optymistyczna, retrospektywna ocena kolejnego ćwierćwiecza zależeć będzie od wielu czynników, a tylko nad częścią z nich możemy sprawować jakąś kontrolę.”

II. O społeczeństwie obywatelskim mniej subiektywnie …

Co do rzeczy podstawowej, czyli genezy nieszczęsnego „społeczeństwa obywatelskiego” – najlepszy chyba wykład daje dr Paweł Stefan Załęski szczególnie w sztandarowej pracy „Neoliberalizm a społeczeństwo obywatelskie” ( Fundacja na Rzecz Nauki Polskiej, Wydawnictwo UMK, Toruń 2012) - nazywając wprowadzenie/upowszechnienie tego modelu „propagandą politycznej alienacji” pisze tak (fragmenty):

[str. 146 -147] Proces społecznego konstruowania koncepcji społeczeństwa obywatelskiego jako projektu politycznego przebiegał długo, stopniowo nabierając tempa w latach osiemdziesiątych XX wieku. Termin „społeczeństwo obywatelskie” stworzyła w 1949 roku polska filozofia marksistowska okresu stalinizmu jako nową wykładnię tłumaczenia romantycznej kategorii cywilnego społeczeństwa w pismach Marksa, doprowadzając do polityzacji w założeniu apolitycznego terminu. Paradoksalnie w stosunku do semantyki romantycznej nadano mu sens społeczeństwa politycznego, które umiejscawiano w opozycji do społeczeństwa cywilnego, jednym gestem dokonując pomieszania tych koncepcji. W ramach wypracowanej w ten sposób przestrzeni semantycznej na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych termin „społeczeństwo obywatelskie” zaczęli stosować intelektualiści analizujący fenomen polskiej opozycji politycznej, przypisując mu ściśle polityczny sens. W 1989 roku ten termin został wprowadzony do publicznego dyskursu w obliczu obrad okrągłego stołu przez komunistyczny aparat propagandowy, który dokonał transformacji znaczenia tej koncepcji przez związanie jej ściśle z organizacjami i stowarzyszeniami społecznymi. W latach dziewięćdziesiątych tak określoną apolityczną semantykę „społeczeństwa obywatelskiego” wraz z wypracowanym przez komunistyczna propagandę populistycznym bagażem, adaptowały na potrzeby swego uprawomocnienia organizacje trzeciego sektora naokoło całego świata – jako polityczny projekt propagujący „budowę i wzmacnianie” neoliberalnego społeczeństwa obywatelskiego jako trzeciego sektora.

[str. 149] Organizacje trzeciego sektora dokonały po przełomie 1989 roku przejęcia ponowoczesnej semantyki „społeczeństwa obywatelskiego” stworzonego do opisu rzeczywistości i uprawomocnienia działalności politycznej opozycji, podczas gdy całe zjawisko społeczne znane pod nazwą „Solidarności” zostało semantycznie zepchnięte jako związek zawodowy do sfery ekonomii, a jako partia do sfery polityki. W skali Polski umożliwił to fakt, ze eksplozja stowarzyszeń i fundacji początku lat dziewięćdziesiątych była związana z wyidealizowanym w dyskursie publicznym zaangażowaniem w ich tworzenie osób utożsamiających się z solidarnościowym mitem. W skali globalnej przejęcie dyskursu o społeczeństwie obywatelskim łączyło się z opozycyjnym charakterem wielu organizacji trzeciego sektora w krajach Trzeciego Świata, gdzie prowadza one polityczne działania na rzecz demokratyzacji jako w istocie organizacje społeczeństwa politycznego. W gruncie rzeczy jednak zawłaszczenie dyskursu o społeczeństwie obywatelskim przez „Solidarność” miało incydentalny charakter, ograniczony zasięg i trwało relatywnie krótko. Źródeł monopolizacji dyskursu o społeczeństwie obywatelskim przez organizacje dobroczynne należy upatrywać w połączeniu tej koncepcji z koncepcją trzeciego sektora. Jednak przede wszystkim należy wskazać rolę, jaka odegrała propagandowa aktywność reżimowej prasy w Polsce okresu rozmów okrągłego stołu, gdy koncepcję społeczeństwa obywatelskiego użyto w celu legitymizacji przemian przez możliwość stowarzyszania się jako substytutu politycznego pluralizmu. Ten właśnie dyskurs upowszechniły media światowe, łącząc koncepcję społeczeństwa obywatelskiego z fenomenem trzeciego sektora, którego znaczącą większość stanowią instytucje w formie stowarzyszeń.

[str. 99] Jedną z idealizacji a posteriori Solidarności stała się ponowoczesna koncepcja tzw. społeczeństwa obywatelskiego, której proces społecznego konstruowania nie przebiegał liniowo, za to dość dynamicznie i wielowątkowo. Koncepcja ta nie została zapomniana „na ponad sto lat” i raptem nastąpił jej renesans, jak pisał Jerzy Szacki i David Ost [ w latach dziewięćdziesiątych]. Narodziny ponowoczesnego terminu „społeczeństwo obywatelskie” oraz proces społecznego konstruowania tego pojęcia w czasach postmodernizmu miały nieco bardziej złożony i historycznie autonomiczny przebieg. (…)
Węgierski socjolog Andrew Arato napisał już w 1981 roku, że ponowoczesny dyskurs o civil socjety rozpoczął się od rozważań nad polską opozycja na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Upatrywał zatem źródeł tego dyskursu w środowisku zewnętrznym w stosunku do analizowanego fenomenu. Niecałe dziesięć lat później Arato zmodyfikował swą opinię , pisząc, że dyskurs o civil society został reinvented w Polsce już w latach siedemdziesiątych. Źródłowe [pierwsze] stanowisko Arato należy uznać za bliższe prawdy, a jego reinterpretację za dokonaną pod wpływem nowego dyskursu, jaki wybuchł w latach dziewięćdziesiątych. Źródeł ponowoczesnej semantyki można szukać gdzie indziej, szybko jednak nastąpiło jej przesunięcie w kierunku opisanym przez Arato, czyli rozważań o politycznej opozycji w Polsce.

[str. 225] Można wręcz stwierdzić, że nie istnieje teoria społeczeństwa obywatelskiego, tylko sfera domniemań, zdroworozsądkowych założeń oraz przede wszystkim odległych od rzeczywistości ideowych idealizacji.

Z perspektywy funkcjonalnej można stwierdzić, że bardziej precyzyjnym terminologicznie zabiegiem byłoby posługiwanie się koncepcją społeczeństwa opiekuńczego, co pozwala na bardziej analityczne odróżnienie opisywanego z jej pomocą fragmentu rzeczywistości społecznej z porządku politycznego. Koncepcja społeczeństwa obywatelskiego została rozpropagowana , by obsesyjnie tłumić świadomość społeczeństwa politycznego. Ponowoczesny dyskurs o społeczeństwie obywatelskim stanowi „fałszywą świadomość”, informacyjny szum uniemożliwiający zrozumienie istoty polityczności. Dziś możemy być coraz bardziej świadomi, że koncepcja społeczeństwa obywatelskiego wraz ze wszystkimi jej wzruszająco niewinnymi i szczerymi idealizacjami, jakie wypowiadali zarówno teoretycy, jak i praktycy trzeciego sektora, zaczęła stanowić narzędzie ukrywające przed opinia publiczną właściwy charakter noeliberalnej polityki przekształcenia rzeczywistości społecznej. Ponowoczesna koncepcja społeczeństwa obywatelskiego od początku była narzędziem neoliberalnej polityki depolityzacji życia społecznego. To właśnie tę depolityzację należy łączyć z kryzysem demokracji, na który za lekarstwo paradoksalnie uważa się w oficjalnym dyskursie społeczeństwo obywatelskie.

[str. 226] Możemy się uważać za ofiary neoliberalnego dyskursu o społeczeństwie obywatelskim. By go przekroczyć, można go zakwestionować, najlepiej na jego własnym polu, czyli parafrazując jedną z apostołek neoliberalizmu Margaret Thatcher, zacząć od stwierdzenia, że nie ma czegoś takiego jak społeczeństwo obywatelskie. W następnym zaś kroku można zwrócić się ku koncepcji społeczeństwa politycznego, o której Zbigniew Pełczyński pisał, że powinna stanowić właściwy przedmiot refleksji nad fenomenem polskiej opozycji politycznej – dodajmy: i wszelkiej politycznej samoorganizacji i artykulacji w ramach sfery publicznej, tak jak opisywał to Tocqueville – tak by zredefiniować pojmowanie naszej własnej polityczności. Parafrazując Arato, Pełczyńskiego, Szackiego i wielu innych, najwyższy czas na odrodzenie idei społeczeństwa politycznego.”

III. Kto więc sprowadził naprawdę z powrotem do Polski to „społeczeństwo obywatelskie”, kiedy i w jaki sposób tego dokonał?

[ str. 100 ] Rozwój dyskursu o societe civile zawdzięczamy francuskim politykom i teoretykom sektora publicznego, którzy w latach siedemdziesiątych XX wieku dostrzegli i zaczęli podkreślać wagę „fenomenu stowarzyszeniowego”. (…) Nowa moda polityczna nie pozostała bez wpływu na przebywających na emigracji we Francji polskich dysydentów. Właśnie w ich środowisku doszło do semantycznej transformacji. We wrześniu 1976 roku odbyło się w Paryżu kolokwium dotyczące protestów i ruchów opozycyjnych na Węgrzech, w Polsce i Czechosłowacji. W kolokwium tym brali udział m. in. [emigranci] Krzysztof Pomian, Bronisław Baczko, Aleksander Smolar i [przebywający akurat w Paryżu] Adam Michnik. Dynamika interakcji polskich i francuskich akademików spowodowała, że Smolar użył terminu societe civile w wydanym dwa lata później zbiorze artykułów uczestników tego kolokwium, pisząc, że w Polsce „societe civile n’est jam ais devenue un Simple souvenir du passe”. Dodatkowo w , pochodzącej z października 1977 roku, przedmowie do wydanego w Paryżu zbioru prac polskich autorów na temat opozycji politycznej w Polsce Smolar użył tego terminu ponownie. Smolar przeszedł w tym tekście od krytyki Marksowskiej wizji rzeczywistości do zastosowania terminu societe civile w znaczeniu niezależnego społeczeństwa politycznego skonfrontowanego z komunistycznym aparatem państwowym. (…)

[str. 102] Na gruncie języka francuskiego zaczęto używać terminu societe civile w sposób, w jaki do tej pory używano terminu societe politique. O społeczeństwie politycznym od tej pory będzie się już pisało coraz mniej. W ten sposób dokonano podmiany terminologicznej, zastępując znaczeniowo jedną koncepcję przez drugą. W 1983 roku Jan Baszkiewicz użył terminu „społeczeństwo obywatelskie” w tytule napisanej wraz ze Stefanem Mellerem książki rewolucji francuskiej , co również wskazuje na francuskie źródła dyskursu o społeczeństwie obywatelskim.
Ponowoczesny dyskurs o społeczeństwie obywatelskim zaczął się rozwijać wśród zachodnich akademików pochodzących z krajów bloku wschodniego i był z początku dość sceptycznie przyjmowany przez przywiązanych do zbudowanej na dychotomicznej strukturze Marksowskiej tradycji bazy i nadbudowy akademików na Zachodzie, zwłaszcza anglosaskich.

[str. 103] Postmodernistyczne społeczeństwo obywatelskie nie miało całkowicie apolitycznego, ekonomicznego charakteru, lecz zaczęło stanowić sferę politycznej aktywności, czyli społeczeństwo polityczne (skonfrontowane jednak z aparatem państwowym). Tak budowali swoje rozumienie przebywający na emigracji Aleksander Smolar, na zagranicznym stypendium Bronisław Misztal [1985], a w kraju Daniel Grinberg [1982].

[str. 106] Po drugiej stronie żelaznej kurtyny termin „społeczeństwo obywatelskie” był niemal w ogóle nieznany, a z całą pewnością nie należał do dyskursu publicznego.

[str. 107] Zachodnią semantykę próbował jako pierwszy adaptować Adam Michnik, wychodzący od swej najwcześniejszej koncepcji „ruchu samorządu demokratycznego” [1977]. Michnik przebywający we Francji w latach 1976-1977 na zaproszenie Jeana-Paula Sartra, utrzymywał bardzo dobre kontakty z mieszkającymi tam polskimi intelektualistami, w tym przede wszystkim z Aleksandrem Smolarem. Prawdopodobnie dzięki temu Michnik na początku lat osiemdziesiątych wyraźnie pod wpływem języka francuskiego zaczął używać terminu „społeczeństwo cywilne” na przemian ze „społeczeństwem obywatelskim”, co jednak nie zostało najwyraźniej podchwycone przez jego czytelników.
[str. 108] Michnik dość sporadycznie i niekonsekwentnie odwoływał się do terminu „społeczeństwo obywatelskie” i trudno jest na podstawie jego wypowiedzi ustalić, jaką koncepcje rozumiał pod tym terminem. Wynikiem tego był brak adaptacji tego terminu na potrzeby pierwszej „Solidarności” i jej myśli społeczno-politycznej. Ten termin był na tyle mało znany, że sami związkowcy wypracowali alternatywną koncepcję samorządnej Rzeczpospolitej, która dopiero w okresie transformacji została zastąpiona koncepcją społeczeństwa obywatelskiego.

Wśród osób mających kontakt ze Smolarem, obok Michnika, można wymienić także Daniela Grinberga, który po powrocie ze stypendium we Francji, pisząc o „stowarzyszeniach obywatelskich” w tradycji amerykańskiej polityki, użył terminu „społeczeństwo obywatelskie” w rozumieniu „społeczeństwa politycznego”, co podsumował twierdzeniem, że „z punktu widzenia socjologii politycznej wszystkie stowarzyszenia obywatelskie są, potencjalnie lub faktycznie, grupami interesu”. Należy wymienić także Marcina Króla, który pisał o społeczeństwie obywatelskim w 1983 roku w swoim „Słowniku demokracji” – z jego treści nie sposób jednak dociec, co miał wówczas na myśli.

[str. 109] Fakt, że do opisu pierwszej „Solidarności” w czasach jej działania nie był stosowany termin „społeczeństwo obywatelskie”, stanowi swoisty paradoks, bowiem w języku polskim istniała w tym czasie ponad trzydziestoletnia tradycja stosowania tego zwrotu. Ten termin wszedł do języka polskiego w 1949 roku, wprowadzony do jednego z tłumaczeń Marksa. Polscy komuniści za pomocą zwrotu „społeczeństwo obywatelskie” określili „społeczeństwo cywilne” jako jego przeciwieństwo. Czyli „społeczeństwo polityczne”. Innymi słowy, utożsamili ze sobą przeciwstawne kategorie. Można stwierdzić, ze najpierw zmieniono termin, a później jego znaczenie.

W takim spolityzowanym znaczeniu za Aleksandrem Smolarem zaczęli tej kategorii używać przebywający na emigracji opozycyjni intelektualiści z bloku wschodniego. Dopiero w 1985 roku ta idea przeniknęła na dobre z powrotem do ojczyzny i zagościła w politycznym dyskursie środowisk opozycyjnych. (…)

Być może mamy tu do czynienia z odtworzeniem w ramach opozycyjnego dyskursu kategorii wypracowanych przez komunistyczny aparat propagandowy – czyli z fenomenem, który Jadwiga Staniszkis opisywała za pomocą kategorii „martwej struktury”: odrzucania systemu na poziomie normatywnym przy jednoczesnej akceptacji na poziomie praktyki społecznej, w tym przypadku praktyki dyskursywnej. Tak jak w ideach pierwszej „Solidarności” można dostrzec tego bezpośrednią kontynuację, idealistyczną wersję komunistycznej rzeczywistości, tak samo koncepcja tzw. społeczeństwa obywatelskiego została ponownie „wynaleziona” i zmitologizowana przez myśl opozycyjną w ramach przestrzeni semantycznej określonej już przez komunistów.

[str. 110] Różnicę pomiędzy semantyką romantyczną a postmodernistyczną podsumował Zbigniew Pełczyński, który w „Tygodniku Powszechnym” z 7 maja 1989 roku zauważył: „U Hegla i u Marksa jest to społeczeństwo apolityczne, zwane cywilnym lub burżuazyjnym, a więc są to ludzie, którzy są zaabsorbowani swoimi prywatnymi sprawami, a głownie zarabianiem pieniędzy. Ludzie ci prowadząc tę prywatną działalność, wchodzą w różnego rodzaju układy, tworzą związki, stowarzyszenia, lecz zasadniczo dążą do realizacji własnych interesów. Ale istnieje też drugie, szersze pojęcie społeczeństwa obywatelskiego. Jest to taka zbiorowość, która poza zabieganiem o własny interes angażuje się na rzecz dobra wspólnego, troszczy się o sprawy publiczne i stara się partycypować w rządzeniu”. Zbigniew Pełczyński zauważył również, że to nie koncepcja społeczeństwa obywatelskiego, ale koncepcja społeczeństwa politycznego powinna stanowić właściwy przedmiot refleksji nad fenomenem politycznej opozycji pierwszej „Solidarności”.

[str. 111] David Ost twierdził, że społeczeństwo obywatelskie stało się centralną kategorią opozycyjnej myśli w Europie Wschodniej już w latach siedemdziesiątych. Podobnie twierdził Arato, upatrując źródeł dyskursu o społeczeństwie obywatelskim w Polsce lat siedemdziesiątych. Jednak ściślej rzecz ujmując, po drugiej stronie żelaznej kurtyny ta koncepcja została importowana jako element autoopisu solidarnościowej opozycji dawno po zdelegalizowaniu Związku, dopiero w drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Z jej pomocą zastąpiono w sposób wtórny wcześniejsze próby charakterystyki opozycyjnej rzeczywistości epoki schyłku realnego socjalizmu definiowane w Polsce przede wszystkim przez neorepublikańską koncepcję samorządnej Rzeczpospolitej.

[str. 112] W gruncie rzeczy szesnaście miesięcy istnienia scentralizowanego i zhierarchizowanego związku zawodowego „Solidarność” stanowiło zaporę wobec kiełkującego głownie po drugiej stronie żelaznej kurtyny dyskursu o tzw. społeczeństwie obywatelskim. Dyskurs o niezależnych związkach zawodowych. O ruchu związkowym, tworzeniu ogólnokrajowych struktur związkowych ewoluował w innym kierunku niż wypracowywana w tym czasie za granicą polityczna koncepcja społeczeństwa obywatelskiego. (…)

Stworzenie samorządnej Rzeczpospolitej miało według Bronisława Geremka zapobiec zdiagnozowanemu przez Stefana Nowaka zatomizowaniu polskiego społeczeństwa, stwarzając podstawy do wytworzenia więzi wspólnotowych. (…)

Uderzający jest w nich absolutny brak użycia rzeczonego terminu, w konfrontacji z późniejszą jego popularnością.

[str. 114] Po wprowadzeniu stanu wojennego w grudniu 1981 roku idea samorządnej Rzeczpospolitej przestała mieć realny sens i została zastąpiona przez inną koncepcję. Kuroń proponował zlikwidowanie okupacji w zbiorowym, zorganizowanym wystąpieniu, czyli generalnym strajku. Bujak z Kulerskim przedstawili natomiast model pluralistyczny różnorodnych organizacji i środowisk, gdzie „Solidarność” byłaby tylko jedną, choć z pewnością istotną, spośród innych organizacji. Kulerski ten model określił mianem „społeczeństwa podziemnego” jako alternatywy wobec scentralizowanego i zhierarchizowanego „państwa podziemnego” z okresu drugiej wojny światowej, którego zwolennikiem jako formy organizacyjnej ruchu oporu był Romaszewski.

[str. 115] Kulerski znalazł szybko poparcie, na przykład w osobie Aleksandra Smolara, który pokładał swe wszystkie nadzieje w działaniu społeczeństwa podziemnego jako rozwiązania „między ugodą a powstaniem”. Na początku lat osiemdziesiątych w Polsce nie mówiono zatem o społeczeństwie obywatelskim tylko o społeczeństwie podziemnym.

[str. 117] W podziemnych wydawnictwach okresu stanu wojennego próżno szukać terminu „społeczeństwo obywatelskie”. (…) Po zawieszeniu stanu wojennego 22 lipca 1983 roku myśl opozycyjna ewoluowała w kierunku retoryki społeczeństwa niezależnego i samorządnego.
Dopiero w roku 1985 w bardziej wypracowany sposób termin „społeczeństwo obywatelskie” w środowisku intelektualistów sympatyzujących z solidarnościową opozycją jako pierwszy zaczął stosować w nowym ponowoczesnym znaczeniu Ireneusz Krzemiński [1985] – wiążąc go bezpośrednio z działalnością pierwszej „Solidarności”, co jak później pisał zawdzięczał Davidowi Ostowi oraz Michaelowi Bernhardowi. To twierdzenie wyraża wprost fakt, że koncepcja społeczeństwa obywatelskiego została wypracowana poza granicami Polski i dopiero wtórnie importowana przez polskich akademików, a następnie opozycjonistów.

[str. 121] W komunikatach powstałej w Gdańsku Krajowej Komisji Wykonawczej z roku 1987 można dostrzec stopniowe odchodzenie od dotychczas ściśle politycznego rozumienia „społeczeństwo obywatelskie”. Pod koniec października 1987 roku KKW jeszcze pisała: „Pozostaje nam uporczywa walka o to, by społeczeństwo polskie stało się w pełni społeczeństwem obywatelskim. Aby urzeczywistniony został pluralizm polityczny, gospodarczy i związkowy”. Na początku grudnia czytamy już o „legalizacji społeczeństwa obywatelskiego, w którym respektowane są i realizowane prawa podmiotowe człowieka, a zwłaszcza swoboda formowania i rejestracji stowarzyszeń”. W 1988 roku w obliczu nawiązanych rozmów między stroną rządową a opozycją i przygotowań do okrągłego stołu retoryka społeczeństwa obywatelskiego zniknęła z dyskursu „Solidarności”. W 1989 roku społeczeństwo obywatelskie” weszło do oficjalnego dyskursu politycznego komunistycznego reżimu. (…)

Kwestia, czy neorepublikańska koncepcja samorządnej Rzeczpospolitej była bliska neoliberalnej koncepcji społeczeństwa obywatelskiego, może być rozstrzygnięta przez ustalenie, że organizacje trzeciego sektora nie są w rzeczywistości samorządnymi wspólnotami, lecz zbiurokratyzowanymi instytucjami. Między oboma projektami nie ma większego związku.

[str. 122] Doświadczenie pierwszej „Solidarności” odbiega znacznie od praktyki funkcjonowania organizacji trzeciego sektora. Dziś należy się zastanowić, czy „Solidarność” nie służy tylko za narzędzie legitymizacji neoliberalnego dyskursu o społeczeństwie obywatelskim jako jego mit założycielski, wbrew historycznym materiałom faktograficznym.”

 

Tadeusz Kensy, od 1977 roku działacz społeczny, gospodarczy i związkowy. Menedżer w wielu firmach i instytucjach, ekspert i doradca gospodarczy

Korzystamy z plików cookies i umożliwiamy zamieszczanie ich stronom trzecim. Pliki cookies ułatwiają korzystanie z naszych serwisów. Uznajemy, że kontynuując korzystanie z serwisu, wyrażasz na to zgodę.

Więcej o plikach cookies można dowiedzieć się na uruchomionej przez IAB Polska stronie: http://wszystkoociasteczkach.pl.

Zamknij