Wykładowca zwolniony z WSIiZ za ostry język w sprawie protestów kobiet
RZESZÓW.
Fot. Pixabay/CC0
W czwartek, dniu 5 listopada 2020 roku Władze Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie rozwiązały umowę cywilnoprawną doktorem Grzegorzem Zającem, jednym z wykładowców, ekspertem w zagadnieniach dotyczących lotnictwa cywilnego, współpracującym z uczelnią w ramach godzin zleconych (nie był to pracownik etatowy). Powodem podjętej w trybie natychmiastowym decyzji było karygodne i nieakceptowalne - w opinii władz szkoły - zachowanie tegoż wykładowcy, przejawiające się w niecenzuralnych i pogardliwych komentarzach zamieszczonych w ogólnodostępnej, publicznej dyskusji internetowej na Facebooku.
W informacji dla mediów podane są przykłady wpisów zamieszczonych przez wykładowcę, jak dodają przedstawiciele WSIiZ najmniej drastyczne:
„jesteś tak płaska jak deska w klozecie. zrobili ci widze aborcje mózgu”.
„nic dziwnego dlaczego żaden mężczyzna nie patrzy na ciebie. wiory wystają z tego pustego łba; typowa tirówa”
„nie zrozumiesz, bo usunęła ci matka mózg”
„Ale tępa jesteś. Idz spać, bo śmierdzisz”
- Tego typu język nie jest akceptowalny wśród społeczności Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania, szczególnie dotyczy to tych osób, które prowadzą zajęcia z młodzieżą i mają wpływ na ich wychowanie. Władze Uczelni wyrażają żal, że tak nienawistne komunikaty zostały sformułowane przez osobę związaną z WSIiZ - czytamy w oświadczeniu uczelni.
O sprawie wczoraj wieczorem napisał portal niezalzna.pl: Wykładowca stracił pracę bo skrytykował strajk kobiet. Taka „wolność słowa” na prywatnej uczelni
Początkowo nie było stanowiska uczelni, dopiero następnego dnia w artykule zamieszczone zostało oświadczenie uczelni, bez cytowania wpisów zwolnionego naukowca. Kilka innych portali nie zamieściło jednak stanowiska uczelni.
- Może użyłem języka ostrego, ale na pewno nikogo nie obrażającego. Jeżeli był to język ostry, to odnosił się adekwatnie do sytuacji - mówił dr Zając dla niezalezna.pl.
Nie spodziewał się jednak, co z tego wyniknie...
- Z jednej uczelni dostałem telefon od rektora, który powiedział, że muszą ze mną natychmiast rozwiązać umowę. Zapytałem, z jakiego powodu. Wtedy zaczął mi cytować, że na Facebooku coś napisałem. Kiedy zapytałem, co to ma wspólnego z uczelnią, odpowiedział: „Pan pisze takie rzeczy, pan nie ma prawa takich poglądów mówić”. Usłyszałem, że mogę być przeciw aborcji, ale nie mogę niczego komentować. (…) Kiedy powiedziałem, że dużo osób publicznie o tym mówi, to odpowiedział, że jako nauczyciel akademicki nie mam do tego żadnego prawa, że nie mam prawa mówić o aborcji i jeżeli jestem przeciwny to powinienem sobie prywatnie w domu o tym rozmawiać, ale nie publicznie. Czyli jeżeli publicznie jestem przeciwko aborcji, za życiem, będę mocno bronił wszystkie osoby, które tak samo myślą jak ja, to w ogóle nie mam takiego prawa - mówi dr Zając w rozmowie z Niezalezna.pl.