Podkarpacka Platforma Obywatelska krytycznie o reformie oświaty
RZESZÓW. „Ten rząd podciął skrzydła młodym ludziom. Zabrał im najpiękniejsze marzenia o wyborze szkoły, którą sobie wymarzyli” - mówił podczas dzisiejszej konferencji prasowej Marek Rząsa, podkarpacki poseł PO.
Od lewej Krzysztof Feret, Renata Butryn, Marek Rząsa i Andrzej Dec
Trwa polityczna ofensywa Platformy Obywatelskiej na Podkarpaciu. A przynajmniej w Rzeszowie. Konferencja prasowa, goni konferencję. Dziś tu i o tym, na drugi dzień tam i o czym innym. Trzeba zresztą przyznać, że tematów ostatnio nie brakuje i politycy PO wcale nie muszą się silić na pomysłowość.
W czwartek pod Podkarpackim Urzędem Wojewódzkim w Rzeszowie odbyła się konferencja prasowa poświęcona obecnej sytuacji w oświacie, wywołanej reformą minister Anny Zalewskiej.
Było więc m.in. o zamieszaniu z podwójnym rocznikiem i kłopotami uczniów z dostaniem się do wybranych szkół i na wymarzone kierunki:
- Jaka jest odpowiedź władzy? Niech jadą za granicę - mówił Rząsa - A druga odpowiedź jest taka: no przecież miejsc wystarczy dla wszystkich. Proszę państwa, to przecież nie jest żadna łaska!
I jak dodawał, to nie jest tylko kwestia tych roczników, które się teraz kumulują. To będą również następne roczniki. I one będą się uczyć na dwie zmiany w przepełnionych klasach.
Oczywiście nie zabrakło też obietnic zmian, jakie opozycja z Platformą Obywatelską na czele wprowadzi po przejęciu władzy. Uczniowie m.in. nie zabieraliby zadań do odrabiania do domu, wzrosnąć ma prestiż zawodu nauczyciela (także ich zarobki) i wreszcie w prowadzeniu polityki oświatowej większą pomoc uzyskałyby samorządy.
Za każdą włożoną w edukacje złotówkę - w bazę lokalową, czy wynagrodzenia nauczycieli - samorządy od nowej władzy otrzymają kolejną - obiecywał Marek Rząsa.
Z kolei posłanka Renata Butryn ze Stalowej Woli zarzuciła tamtejszemu staroście swoiste zapominalstwo. Jeszcze styczniu tego roku sam domagał się wzrostu subwencji oświatowej dla samorządów. Dziś w obecności ministra oświaty takiej odwagi ma mu już brakować. Co więcej, twierdzi wręcz, że odpowiednie przygotowanie reformy leżało po stronie samorządów.
- Pan starosta potraktował uczniów w sposób przedmiotowy - powiedziała posłanka. Starosta mimo uszu puszcza utyskiwania rodziców i uczniów, że ci ostatni będą się uczyć na dwie zmiany. Nie zająknął się też nad faktem, że w nie istnieje teraz nawet odpowiednia popołudniowa sieć połączeń komunikacyjnych dla uczniów dojeżdżających do szkół z dalszych miejsc powiatu. Już dziś ma być również wiadomo, że dla takiej młodzieży, zwłaszcza I klas, zabraknie miejsc w bursach.
Krzysztof Feret, radny Koalicji Obywatelskiej w Sejmiku (działacz partii Nowoczesna, koalicjanta PO w ramach Koalicji Obywatelskij), oceniając obecną reformę edukacji odniósł się z kolei do majowego raportu na jej temat Najwyższej Izby Kontroli. Minister Zalewska przystępując do reformy nie dysponowała - choć sama twierdziła inaczej - choćby wystarczającymi i rzetelnymi opracowaniami, dotyczącymi jej następstw organizacyjnych i finansowych. W efekcie czego spora część kosztów spadła na samorządy.
- Koszt utrzymania jednego ucznia wzrósł dwa razy bardziej niż dynamika z subwencji oświatowej -przytaczał Feret konkluzje z raportu NIK.
Do tego inspektorzy NIK postawili jeszcze kilka innych zarzutów - migracje nauczycieli, łączących pracę w kilku szkołach, aby wyrobić jeden etat, czy wadliwe podejście przy tworzeniu podstaw programowych.
Andrzej Dec, przewodniczący Rady Miasta Rzeszowa, przypomniał z kolei podstawowe pytanie, które w tym całym zamieszaniu umknęło uwadze wszystkich: jaki był cel tej reformy? A na to pytanie nikt już dziś nie próbuje nawet odpowiedzieć.
- Obawiam się - mówił Dec - że współgrała ona z ówczesną narracją Prawa i Sprawiedliwości, jakoby Polska była w ruinie. To hasło próbowano odnieść również do szkół. A było ono kłamliwe.
Możliwe też, że minister Zalewskiej, która sama była kiedyś nauczycielką liceum, zamarzył się powrót do czasów, które pamiętała.
Andrzej Dec zarzucił też MEN prowadzenie pozorowanych konsultacji przed wprowadzaniem reformy i brak wsłuchiwanie się w opinie innych niż rządowa stron życia publicznego.
Przypomniał wreszcie, że sam Rzeszów na dostosowanie się do reformy - a raczej na działania mające zminimalizować wywołany nią chaos - wydał ok. 8,5 mln zł. Miasto przyłączyło się więc do pozwu miast Unii Metropolii Polskich przeciwko MEN i żąda zwrotu tych pieniędzy.
ab