„Promować karpia, a nie łososia”
PODKARPACKIE. Krajowe gospodarstwa rybackie konkurują z tanimi rybami z importu, często gorszej jakości.
Karp w galarecie. Fot. Adam Cyło
Gospodarstwa Rybackie „Grądy” w Budzie Stalowskiej to jedno z większych tego typu gospodarstw w kraju. Leży na cennym przyrodniczo terenie, objętym programem Natura 2000 – co wcale nie przeszkadza w hodowli ryb.
- Rocznie produkuję ok. 250 ton wysokiej jakości karpia – mówi właściciel Marian Słowiński. – Odbiorców mam głównie w Warszawie.
Są jednak coraz większe trudności ze zbytem, a ich przyczyna to ekspansja ryb z importu, a także kampanie, domagające się „wypuszczenia karpia”.
- W takich akcjach udział biorą różne znane osobistości, gwiazdy telewizji czy znani politycy, – mówi Marian Słowiński. – Przynoszą one wiele szkody polskim producentom. A tymczasem trzeba promować karpia, a nie łososia.
Zdaniem przedsiębiorcy, za tymi akcjami stoją producenci łososia norweskiego. U nich bowiem występuje znaczna nadprodukcja, której Skandynawia nie mogą przyjąć. Muszą szukać nowych rynków zbytu.
Łosoś trzymany jest w specjalnych sieciach umieszczonych w fiordach, karmiony jest sztucznym pożywieniem i szpikowany antybiotykami.
- Nasz karp żyje w stawie, w warunkach w pełni naturalnych – mówi hodowca. – Moja hodowla jest pod stałą opieką Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach. Ryby w polskich gospodarstwach rybackich pływają wolno.
Jak podkreśla Marian Słowiński, nie ma czegoś takiego, jak przemysłowy tucz karpia.
ac