Centrum Temida raz jeszcze pojawi się na sesji Rady Miasta? Zobacz zapis dyskusji
RZESZÓW. A raczej to, co pozostało ze starego projektu, jaki miał zostać zrealizowany przy ul. Rejtana. A zadecydować miała m.in. jedna ekspertyza.
Tadeusz Ferenc (już jako były prezydent) i Marcin Warchoł (jako kandydat na prezydenta) prezentują wizualizacje nowego sądu
Zrealizowano tylko fragment owego planu, a więc budowę Sądu Rejonowego. Docelowo powstać tam miał cały kompleks budynków dla wymiaru sprawiedliwości, z gmachem nowego Sądu Okręgowego włącznie.
Sąd tu, sąd tam...
Ten, jak wiadomo, ostatecznie stanie na osiedlu Drabinianka, tam gdzie pierwotnie miała powstać hala nowego krytego lodowiska. Decyzja o zmianie zapadła w zasadzie rzutem na taśmę i pod naciskiem byłego prezydenta Tadeusza Ferenca. Ten, już wiele miesięcy temu stał murem za wiceministrem Marcinem Warchołem, który pilotował dla Rzeszowa (a właściwie to i dla samego Ferenca) „powrót” rzeszowskiego zamku na łono miasta oraz zdobycie funduszy na budowę nowego Sądu Okręgowego (miasto miało zapewnić działkę inwestycyjną).
W ubiegłym roku cała transakcja jakoś dziwnie przyspieszyła. Wszystko zaczęło się nagle udawać i zdobywać zgody decydentów. Doszło do momentu, że nic tylko ten nowy sąd budować. No dobrze, najpierw projektować.
Tyle tylko, że nagle okazało się, że działka po byłym już targowisku przy ul. Dołowej, od lat przewidziana jako lokalizacja Sądu Okręgowego, nie nadaje się nic a nic. Dawno temu znajdowało się tam wysypisko a dziś pod ziemią ma się znajdować tyle trucizn, że jak nic w tym nowym sądzie wytrułyby one wszystko i wszystkich - od petentów, przez przestępców po pracowników i samych sędziów.
Ekspertyza prawdę ci powie...
Miała to potwierdzać ekspertyza geologiczna, zamówiona już lata temu przez samo miasto. Dziwne, że nic nie stanęło wówczas na przeszkodzie tworzenia projektu Temida i budowie nowego Sądu Rejonowego. Poza tym inwestycja w takim miejscu miała być dużo droższa niż zakładano. I wreszcie, na koniec (i chyba w zasadzie to zdecydowało), upieranie się przy działce przy ul. Dołowej, pokonywanie ewentualnych problemów technicznych i proceduralnych, spowodowałoby, że sama realizacja inwestycji znacznie odwlekłaby się w czasie.
Na decydującej, jednej z ubiegłorocznych sesji Rady Miasta pojawił się nagle projekt uchwały, wniesiony przez władze miasta, że ten sąd, co miał powstać przy ul. Dołowej, to budowany jednak będzie na osiedlu Drabinianka. Tam, gdzie powstać miało kryte lodowisko. To zaś miasto zbuduje mieszkańcom przy ul. Witosa i Wyspiańskiego. Nawiasem mówiąc tam, gdzie Tadeusz Ferenc chciał budować nową szkolę muzyczną.
Kiedy ludzie zaczęli się dziwić takim architektoniczno-planowym szaradom, z urzędu miasta można było usłyszeć głosy oburzenia - że jak to, w czym problem? W końcu kiedy zdecydowano, że lodowisko powstanie na osiedlu Drabinianka, to ludzie zaczęli protestować - a dojazd kiepski, osiedle takie spokojne a tu pół miasta się zjedzie na łyżwach jeździć. Podpisy zbierali, listy protestacyjne pisali... Niech już zbudują to lodowisko tam, gdzie było to stare (czyli przy ul. Wyspiańskiego i Witosa). I to niezadowolenie władzom miasta nawet się ostatecznie bardzo przydało. Chcecie, to macie.
Oj, bo wszystko przepadnie...
I tu wracamy jeszcze do owej sesji Rady Miasta, którą swoją obecnością zaszczycił sam wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł, a na której ważyły się losy lokalizacji przyszłego Sądu Okręgowego. Zacytował on wówczas radnym wyniki kolejnej ekspertyzy ekologicznej, tym razem zleconej przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Wynikać z niej miało, że... no nie! Przy tej Dołowej, to jednak budować się nie da. Bo to i tej trucizny tam w diabły, a i wody gruntowe będą zalewać plac budowy... Padło jeszcze kilka innych argumentów. Nic, tylko miejsce lokalizacji inwestycji trzeba zmienić! I to szybko! Bo - tak to mniej więcej brzmiało - Rzeszów nie zrobi kolejnego kroku na drodze do świetlanej przyszłości, a i odzyskanie zabytkowej, zamkowej perły może jeszcze przepaść.
Trzeba przyznać, że wielu radnych już wówczas zaczęło się drapać po głowie i pytać, skąd ten pośpiech? Owej ekspertyzy przecież nie widzieli. I co z projektem Temida? A miał on być jedną z wizytówek Rzeszowa, nad którym swego czasu sporo pracowano. Obeznany w budownictwie radny Robert Kultys zwracał też uwagę, że dostępne teraz technologie pozwolą pokonać wszelkie budowlane przeciwności. I tu sypał przykładami...
Najważniejszy przykład przyszedł jednak z góry! To znaczy od prezydenta Ferenca... Zmianę lokalizacji radni ostatecznie zaakceptowali, choć trzeba przyznać, że sporo też było głosów na nie.
Ekspertyza prawdę ci powie 2...
Po kilku miesiącach okazało się (a przynajmniej wielu na ten fakt wskazywało), skąd był ten cały ówczesny pośpiech. Tadeusza Ferenca zmógł koronawirus i zrezygnował ze stanowiska, a na swego następcę namaścił... Marcina Warchoła. Wspiera go jak może w kampanii wyborczej na nowego prezydenta miasta. Faktem jednak jest, że procedury ruszyły. Sąd Okręgowy w Rzeszowie ogłosił przetarg na wykonawcę projektu swojej nowej siedziby (oczywiście już wtedy, kiedy Marcin Warchoł potwierdził raz jeszcze swój start w wyborach).
Mówi się trudno? Nie do końca, bo owa tajemnicza ekspertyza wiceministra Warchoła jakoś tak od dawna dręczy co niektórych radnych. Na dzisiejszej sesji Rady Miasta pierwszy zaczął o nią dopytywać radny Marcin Deręgowski (PO). W odpowiedzi, Marek Bajdak - pełniący funkcję prezydenta, poinformował, że jedyna ekspertyza działki przy ul. Dołowej, o której wie, to ta zlecona przez miasto, jeszcze bodaj w 2004 r. Już w tamtej ekspertyzie stać miało, że owszem w gruncie tych substancji trujących to trochę jest, ale tak jakby poniżej norm.
Tu do szturmu ruszył radny Jerzy Jęczmienionka (PiS), który oznajmił wszem i wobec (choć zdalnie), że w takim razie radni zostali w ubiegłym roku oszukani. Na dodatek nikt im nowej ekspertyzy nie pokazał. Andrzej Dec, przewodniczący Rady Miasta, wziął nieco wiceministra Warchoła w obronę. Co prawda - jak mówił - z wiarygodnością Marcina Warchoła bywa różnie, ale przecież jakąś ekspertyzę to musiał on mieć. Pewnie zamówił ją Sąd Okręgowy w Rzeszowie, który pilotuje przetarg i inwestycję. To z kolei potwierdził radny Bogusław Sak, który powiedział, że ową ekspertyzę widziała odpowiednia komisja w Radzie Miasta. Ta, którą on sam kieruje. No dobrze, ale co z pozostałymi radnymi, którzy dokumentu na oczy jednak nie widzieli?
Jerzy Jęczmienionka zwrócił się z wnioskiem do przewodniczącego Rady Miasta, aby ten oficjalnie poprosił Sąd Okręgowy o jej udostępnienie miejskim radnym. Andrzej Dec obiecał, że odpowiednie pismo wyśle jeszcze w środę.
Wygląda też na to, że jeden z punktów porządku obrad czerwcowej sesji Rady Miasta jest już znany. Będzie ciekawie...
Chociaż, będzie już może po wyborach i temat rozejdzie się po kościach?