Stalowa Wola: Kąpielisko na grobach?
STALOWA WOLA. To raczej mało prawdopodobne, ale niepewność jest. Niepewność dotyczy parku wodnego, który niedawno został oddany we władanie dzieci.
Do małego akwaparku nie można się w niczym przyczepić. Niektórzy czepiają się tylko jego lokalizacji, uważając, że został zbudowany na miejscu uświęconym krwią bohaterów i podnoszą mocne argumenty. Prezydent odważnie stawia im czoła.
Akwapark za kilka mln. zł został zbudowany w Parku Miejskim. Park to niewielka, zadrzewiona strefa wypoczynku - głównie dla seniorów i matek z dziećmi - w centrum miasta. Nim zaczął pełnić swą rekreacyjną funkcję, był naturalną pozostałością po Puszczy Sandomierskiej sąsiadujacą z powstającym osiedlem mieszkaniowym. Osiedle to później zostało nazwane Stalowa Wola. W czasie wojny, tuż przy lasku swoją siedzibę zorganizowało niemieckie Gestapo. W katowni przy dzisiejszej ul. ks. Skoczyńskiego oprawcy zamordowali kilkudziesięciu żołnierzy podziemia. Jednym z nich był Kazimierz Pilat, komendant stalowowolskiej AK. Jego pomnik stoi u wejścia do Parku. Natomiast jego zwłok, jak i wielu innych, którzy podzielili los „Zaremby”, do tej pory nie odnaleziono. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że zamęczeni żołnierze byli chowani właśnie miedzy drzewami w sąsiedztwie niemieckiej katowni. Potwierdzają to powojenne ekshumacje i późniejsze, gdy na obrzeżach obecnego parku budowano bloki mieszkalne. Jednak odkopano wtedy tylko część doczesnych szczątków bohaterów. Kości pozostałych czekają na godny pochówek.
Gdy rozpozęły się prace ziemne przy parku wodnym, Fundacja KEDYW zaalarmowała IPN, że koparki wjechały na teren domniemanych miejsc pochówku żołnierzy podziemia. Instytut zareagował i uzyskał od włodarza Stalowej Woli zapewnienie, że miejsca ewentualnych odkrytych pochówków zostaną właściwie zabezpieczone, a wysłannicy IPN zostaną dopuszczeni do kontroli nad terenem budowy. Skończyło się na deklaracjach, o czym później napisał Dariusz Iwaneczko, dyrektor rzeszowskiego IPN. „Mimo początkowej deklaracji współpracy ze strony Miasta Stalowa Wola odnośnie wspierania IPN w realizacji zadania ustawowego, w praktyce to współdziałanie okazało się jedynie pobieżne” - dr. Iwaneczko pisał do Fundacji KEDYW. Wyliczał, że IPN był zwykle informowany o pracach w parku w dniu ich rozpoczęcia, czyli za późno. Czasami było to za późno, jak w przypadku wykopu pod słup, który został zalany betonem przed przyjazdem wysłanników IPN. List kończył smutnym stwierdzeniem: „W rezultacie nie możemy zagwarantować, że przeprowadzony przez naszych pracowników nadzór nie pominął informacji istotnych dla odnalezienia grobów ofiar systemów totalitarnych”.
- Pracownik IPN uczestniczył w pracach przy głębokich wykopach na wodnym placu zabaw i nie wniósł żadnych zastrzeżeń, czyli nie było podejrzeń, że mogą się tam znajdować szczątki pomordowanych - broni się prezydent Lucjusz Nadbereżny. Te mogą się znajdować w innych miejscach Parku i miasto jest gotowe wesprzeć ich poszukiwania specjalistycznym sprzętem. W swoim też stylu wytknął tym, którzy teraz wszczęli alarm, że cicho siedzieli, gdy w poprzedniej kadencji w Parku był budowany duży ciek wodny. Zapomniał, że sam też alarmu nie wszczynał, a był liderem samorządowej opozycji.
jm