O arcybiskupie Ignacym Tokarczuku w Rzymie
RZYM, PODKARPACKIE.
Od lewej ks. prof. Marek Inglot, ambasador dr Janusz Kotański oraz dr Mariusz Krzysztofiński
28 lutego 2018 r. w Instytucie Polskim w Rzymie odbyła się konferencja naukowa, zorganizowana przez Ambasadę Polską przy Stolicy Apostolskiej i Instytut Polski, poświęcona postaci ks. arcybiskupa Ignacego Tokarczuka.
Uczestnicy obejrzeli film dokumentalny na jego temat. Prelekcje wygłosili ks. prof. Marek Inglot, dziekan Wydziału Historii na Uniwersytecie Gregoriana, który mówił m.in. o relacjach abp. Ignacego Tokarczuka z watykańskim Sekretariatem Stanu oraz dr. Mariusz Krzysztofiński z rzeszowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej.
Poniżej wystąpienie ambasadora Janusza Kotańskiego.
O Księdzu Arcybiskupie mówić będą znakomici specjaliści. Ale, ponieważ bliski jest mojemu sercu, pozwolę sobie na kilka słów wprowadzenia.
Przyszły arcybiskup przemyski urodził się w 1918 roku w Łubiankach Wyższych na terenie dzisiejszej Ukrainy. Zmarł w Przemyślu – pięknym mieście nad Sanem, nazywanym „małym Lwowem” w roku 2012.
Przed wybuchem II wojny światowej studiował we Lwowie właśnie, na Wydziale Teologicznym UJK.
W roku 1939 musiał naukę przerwać i ukrywał się w rodzinnej wiosce. Wyświęcony został w roku 1942. Został wikariuszem parafii w Złotnikach i od razu zaangażował się w tajne nauczanie, zabronione przez okupanta niemieckiego. W 1944 wyrok śmierci na niego wydała szowinistyczna UPA. Niemal cudem ocalał. Po wojnie nie chciał opuścić Lwowa, wydalony został przez Sowietów w roku 1945 i znalazł się w Katowicach. Już tam, nie chcąc podporządkować się komunistycznej ideologii, popadł w konflikt z władzami i ze Śląska musiał wyjechać.
Do końca istnienia w Polsce reżimu komunistycznego nie pogodził się ze zniewoleniem Ojczyzny i ograniczaniem praw Kościoła. Dlatego nazywany był - „biskupem niezłomnym” - na wzór „księcia niezłomnego” , arcybiskupa Adama Sapiehy.
Aż trudno uwierzyć, że władze komunistyczne przez - absurdalne z ich punktu widzenia - przeoczenie, nie zablokowały jego nominacji na stanowisko biskupa przemyskiego w roku 1965.Gdy w grudniu odbierał nominację z rąk Prymasa Wyszyńskiego, nie ukrywał swego niepokoju: „Wyraziłem obawę (…) czy dam sobie radę.” Dał, i to jak !
Urząd ds. Wyznań – komunistyczny aparat do walki z Kościołem - wystawił mu wówczas opinię następującą: „ Ks. Tokarczuk jest zdecydowanym przeciwnikiem komunizmu i człowiekiem kard. Wyszyńskiego”. Trzeba przyznać, że ta zwięzła opinia okazała się w 100 % prawdziwa.
Oprócz niezliczonych działań i inicjatyw podejmowanych na wielu polach, niezwykłą wręcz aktywność wykazał nowy przemyski biskup w dziedzinie … „nielegalnego budownictwa”. Oczywiście kościołów.
Od lat 60. do 80. XX wieku na terenie diecezji przemyskiej wzniesiono około 430 świątyń.
Wyjaśnijmy od razu dlaczego kościoły wznoszone były nielegalnie. Powód był prosty: otóż władze komunistyczne, mimo wzrostu ludności, a w Przemyskiem następował on bardzo szybko, nie wydawały niemal żadnych zezwoleń na budowę świątyń.
A jednak je budowano mimo braku zgody, często nocą. Władze robiły wszystko, by takie świątynie następnie zniszczyć, a wiernych zastraszyć i ukarać. Kilkuset wiernych świeckich i księży ukarano grzywnami lub aresztem. Gdy to nie dawało rezultatów, służby bezpieczeństwa posuwały się do bicia niepokornych wiernych i … palenia świątyń ! Działo się tak w latach 1968 -1978. ”Nieznani sprawcy” usiłowali wówczas spalić 13 świątyń.
(Podkreślmy też przy okazji wielkie zasługi biskupa Tokarczuka dla ocalenia cerkwi unickich : 57 z nich, udało się ocalić od zniszczenia i zamienić w kościoły. Dzięki temu Kościół grekokatolicki mógł się na Podkarpaciu, po latach, odrodzić).
Biskup Tokarczuk wszystkie te świątynie święcił i zawsze wspierał wiernych, także finansowo, nic tedy dziwnego, że był przez władze szczególnie znienawidzony. Utrudniano mu życie na każdym kroku, otoczono siecią agentów i usiłowano skłócić z Episkopatem Polski i wiernymi. Bez żadnych rezultatów. Wiedział o tym Prymas Wyszyński i celowo wybrał go w roku 1967 do Komisji Wspólnej Episkopatu i Rządu. Władze w odwecie zablokowały prace Komisji do roku 1980.
Skarżyły się także na hierarchę do watykańskiego Sekretariatu Stanu. To on właśnie miał „przeszkadzać w konstruktywnym dialogu”. I w czasie prowadzenia Ostpolitik w latach 70 XX wieku oskarżenia te padały, niestety, na podatny grunt.
Tak pisał uparty biskup : „ dostojnicy watykańscy (abp Poggi, abp Casaroli) prosili mnie, bym zmienił swój stosunek do władz, bo to szkodzi stosunkom państwo – Kościół. (…) To był moment w moim duszpasterstwie najtrudniejszy, bo człowiek ma szacunek dla Pana Boga, wie kim jest Papież, czym jest Kościół, ale z drugiej strony, wie czym jest prawda, czym jest sumienie.”
Po powrocie z Rzymu, w roku 1977, nieulękły biskup dalej mówił prawdę, co z oburzeniem skonstatowała UB. Dodajmy, że już wkrótce na Stolicy Piotrowej zasiadł Polak - Jan Paweł II , który świetnie znał polskie realia, zdawał sobie sprawę z rzeczywistych intencji komunistów. Naciski na Tokarczuka by złagodził ton swych wypowiedzi skończyły się jak nożem uciął.
W latach 70. biskup wspierał też rodzące się podziemne wydawnictwa niepodległościowe jak lubelskie „Spotkania”. A w latach 80 popierał czynnie „Solidarność „ i „Solidarność Rolników Indywidualnych”. Także w ponurych latach stanu wojennego. Wówczas to komuniści, ustami mordercy ks. Jerzego Popiełuszki – Piotrowskiego, oskarżyli go o współpracę z nazistowskimi Niemcami. To nikczemne kłamstwo tylko wzmocniło wielki autorytet Tokarczuka.
Wspierający go zawsze Jan Paweł II mianował go w roku 1992 arcybiskupem ad personam. Była to nagroda za wierną służbę Bogu, Kościołowi i Polsce.
Pozwólcie Państwo na osobistą refleksję. Z ks. Arcybiskupem Ignacym Tokarczukiem przeprowadziłem kilkugodzinną rozmowę w ostatnich latach jego życia, w ramach notacji dla powstającego Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego.
Biskup - emeritus przyjął mnie w swym położonym nad miastem pałacu. Był już bardzo chory. Chodził z trudnością. Mówił z wysiłkiem. Gdy jednak zorientował się, iż co nieco wiem o jego życiu i pracy, zaczął opowiadać szczerze o swej ciekawej młodości, trudnym wieku męskim, a zwłaszcza o budowie „nielegalnych” kościołów. Opowiadał z żarem i dużym poczuciem humoru. Wspominał epizody, gdy wiernym i jemu udawało się wystrychnąć ponurych i złośliwych komunistów na dudka. Nie było w nim jednak nawet śladu nienawiści do prześladowców. Rozstawałem się z nim z żalem. Gdy zamykały się za mną ciężkie drzwi pałacu czułem, że z „biskupem niezłomnym” więcej się już nie zobaczę... Requiescat in Pace.