Koryl kontra Zieliński – kolejna sprawa sądowa
RZESZÓW. Przed Sądem Okręgowym w Rzeszowie toczy się sprawa z powództwa Janusza Koryla przeciw Wiesławowi Zielińskiemu. Chodzi o domniemaną współpracę tego pierwszego ze Służbą Bezpieczeństwa.
To już druga taka sprawa. Pierwsza toczyła się kilka lat temu, rozpoczęła w 2011 roku, po opublikowaniu przez Wiesława Zielińskiego (dziennikarza, pisarza i poety) książki „Bagno”. Autor opisywał w niej środowisko rzeszowskich literatów przede wszystkim przez pryzmat akt byłej Służby Bezpieczeństwa, otrzymanych z Instytutu Pamięci Narodowej. W tamtej publikacji zidentyfikował Janusza Koryla (poetę, pisarza, zatrudnionego w tej chwili w Podkarpackim Urzędzie Wojewódzkim) a jako tajnego współpracownika SB o pseudonimie „Literat”. W teczce „Literata”, wtedy studenta Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Rzeszowie były donosy na Zielińskiego, ówczesnego opiekuna Korespondencyjnego Klubu Młodych Pisarzy „Gwoźnica”.
Sąd wydał wyrok, nakazujący przeprosiny dla Janusza Koryla. Wiesław Zieliński przeprosiny w prasie zamieścił. Pozostał jednak przy swoich opiniach, czego dał dowód w książkach „Śmiejmy się choć i z przewielebnych” oraz „Sprawa Obiektowa Krytonim „Muza”. Kronikarskie zapiski o działaniach osób zarejestrowanych jako tajni współpracownicy Służb bezpieczeństwa PRL (w świetle dokumentów IPN)”. Janusz Koryl odpowiedział kolejnym pozwem. Proces już rozpoczął się. Sprawę prowadzi sędzia Krzysztof Żołnierczuk.
W czwartek (2 lutego 2017) przed sądem zeznawała Ewa Leniart, obecnie wojewoda podkarpacki, poprzednio, w latach 2007-2016 była dyrektorem oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Rzeszowie. Zeznawała właśnie jako były dyrektor.
Jak stwierdziła nie była to książka naukowa, bez specjalistycznego opracowania, stąd odmówiła jej publikacji. Nie pod kątem merytorycznym, tylko pod względem formalnym
Wyjaśniła, że pracownicy Oddziałowego Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów w Rzeszowie zrobili kwerendę dotyczącą dokumentów zawierających nazwisko Wiesława Zielińskiego, ustalali dane personalne. Przypomniała, że są jasno określone w przepisach, kto był TW oraz orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, które mówiło, jakie są do tego przesłanki.
- Rzecz w tym, że teczka TW „Literat” zawiera materiały od początku do końca spreparowane, z którymi nie ma nic wspólnego – mówił Janusz Koryl.
Ewa Leniart przypomniała, że noty wydawane przez IPN są dokumentem urzędowym, który potwierdza że osoby, które są oznaczone w oryginałach są tożsame z kopiami materiałów udostępnionych pokrzywdzonemu.
Janusz Koryl pytał czy przed udostępnieniem badana była prawdziwość faktów oraz czy analizę grafologiczną
- Rolą Instytutu jest udostępnianie, nie ocena wiarygodności materiału – odpowiadała wojewoda, powołując się na przepisy. - Właściwy organem są sądy, jesli zainteresowana osoba ma wątpliwości czy była tajnym współpracownikiem.
Kolejnymi świadkami byli Stanisław Dłuski (literat i profesor literatury na Uniwersytecie Rzeszowskim) i Bogusława Arkuszyńska, blogerka i recenzentka literacka. Profesor Dłuski przed sądem stwierdził, że nie ma m żadnej wiedzy na temat donosów. Z kolei Bogusława Arkuszyńska, oceniła pracę Wiesława Zielińskiego jako „rzetelną”.
Czwartym świadkiem był Dariusz Byszuk, naczelnik Oddziałowe Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Rzeszowie. Poprzednio ta komórka nazywał się Oddziałowe Biuro Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów w Rzeszowie).
Dariusz Byszuk stwierdził, że posłówie uchwalając ustawę o Instytucie Pamięci Narodowej założyli wiarygodność archiwów Służby Bezpieczeństwa. Sąd pytał czy znane są przypadki fałszowania dokumentów Służby Bezpieczeństwa. Naczelnik Byszuk odniósł się sceptycznie do takiej możliwości, gdyż SB była „powołana do zdobywania informacji” i fałszowała dokumentacji w sposób zorganizowany. Zaznaczył, że zna jeden taki przypadek.
- W ubiegłym roku odbywało się na Podkarpaciu postępowanie autolustracyjne, sąd uznał, że dokumentacja był sfałszowana – mówił pracownik IPN.
Dodał, że w latach osiemdziesiątych wydalono oficera SB dyscyplinarnie za fałszowanie teczki. Oficer ten ponadto defraudował pieniądze przeznaczane na opłacanie swojego tajnego współpracownika.
Świadek przypomniał także, że SB miała metody kontroli swoich pracowników. Np. na któreś ze spotkań przychodził przełożony oficera. Na dokumentach z kolei są notatki kierownika sekcji, odbyto spotkania kontrolne. Zaś numer rejestracyjny przypisany do konkretnej osoby.