Raz jeszcze o groźbie secesji wewnątrz UE. Opinia Antoniego Kopyto
Cała Europa żyje tym tematem, na równi chyba z zainteresowaniem rozgrywkami Euro 2016 we Francji. Dokładam więc i ja swoje trzy grosze w oparciu o „świeże” doświadczenia z Londynu i okolic.
Fot. Pixabay/CC0
Zbliżające się referendum w Wielkiej Brytanii ma rozstrzygnąć o dalszym członkostwie tego państwa w Unii Europejskiej. Kwestia ta budzi zainteresowanie analityków i polityków na Wyspach, w Europie i nie tylko. Ewentualne rozstrzygnięcie o Brexicie może mieć, w świetle wielu wiarygodnych ocen kolosalne znaczenie tak dla dalszych losów UK, jak też Unii Europejskiej oraz– ten wątek ostatnio się pojawił - światowej gospodarki. Zdaniem kilku znanych ekonomistów i środowisk eksperckich Brexit, mówiąc najkrócej, może wywołać ekonomiczny wstrząs w całej światowej ekonomii, porównywalny z tym ostatnim z lat 2007-2010.
Przed tygodniem powróciłem z kilkudniowej, turystyczno-rodzinnej eskapady do Anglii. Raczej nie interesowałem się tam szczególnie wielką polityką. Śladów zbliżającego się głosowania jednak szukałem – no cóż: zawodowe skrzywienie. Na ulicach, w kontaktach z ludźmi raczej ich nie było widać. Zupełnie inna sytuacja panowała w tamtejszych mediach. W telewizji, zarówno prywatnej jak i tej bardziej oficjalnej, mnóstwo publicystyki związanej z referendum. W zażartych dyskusjach i debatach miedzy zapraszanymi gośćmi zdecydowanie wg mnie dominują bardziej racjonalni obrońcy pozostania UK w UE. Argumenty rzeczników opuszczenia są nierzadko wyraźnie słabsze, momentami wręcz nieprawdziwe, ale za to mocne emocjonalnie, bardzo populistyczne, nacjonalistyczne. Jest więc trochę podobnie jak w Polsce- pomyślałem. Ale też dostrzegam pewną różnicę. Otóż
dziennikarze prowadzący owe programy w Anglii, bez względu na kanał są zawsze bezstronni
Niczego nie sugerują, żadnej wypowiedzi nie komentują. Z żadnym z rozmówców nie walczą, pomimo nierzadko oczywistego bełkotu w głoszonych poglądach. I to właśnie czyni zasadniczą różnicę z tym co mamy w Polsce.
Jedną z uczestniczek debaty oglądanej przeze mnie na którymś z kanałów BBC (czy też ITV – nie pomnę) była pewna parlamentarzystka o sympatycznym wyglądzie i dynamicznej wymowie. Choć była w opozycji do obozu rządowego – opowiadała się zdecydowanie za wartością i wartościami mającymi swe źródło w dalszej przynależności UK do Unii, była przeciwna wszelkiemu populizmowi. Była to Jo Cox, labourzystka . Kilka dni temu, już po powrocie do kraju dowiedziałem się o jej śmierci z rąk zbrodniarza – nacjonalisty. Czy to tragiczne zdarzenie zmieni antyunijny trend w sondażach na Wyspach i wpłynie na wynik referendum – nie wiem. Jest jednak na pewno przestrogą. Tak dla Brytyjczyków jak i przedstawicieli innych nacji, tak chętnie ostatnio wprowadzających do dyskusji argumenty nierzadko miałkie, ale za to mocne w swym populiźmie i nacjonaliźmie. Jak uczą doświadczenia przeszłości i zdarzenia z ostatnich dni - taka kanwa politycznych sporów bardzo łatwo budzi demony nienawiści, a nawet zbrodni…
W niedzielę 12 czerwca trafiłem w Anglii do jednego z kościołów: Riverside Church w Whitstable k/Canterbury. W pięknym, nowoczesnym obiekcie tej wspólnoty, chlubiącej się przyciąganiem do różnych form aktywności absolutnie wszystkich zainteresowanych, także niewierzących - stoi wspaniały krzyż: Symbol męki i miłości Jezusa do ludzi.
Miłości do wszystkich ludzi
Ten krucyfiks wyraża także coś więcej: symbolizuje splatanie się w UK - w jedną całość - wielu różnych nacji, kolorów skóry, kultur. Krzyż wykonał brytyjski artysta korzystając z niecodziennego materiału: korzeni wyrzucanych przez morze na plaże i pasmo brzegów okalających Wielką Brytanię. Zbierał je długo i wytrwale przekonany o symbolicznym, na wskroś chrześcijańskim i brytyjskim jednocześnie znaczeniu swego dzieła. Imigranci przybywali bowiem na Wyspy z różnych kierunków i podobnie jak w USA decydowali o sile Państwa. Ja myślę, że i dziś decydują.
Czy Brytyjczycy zadecydują w referendum o Brexicie odwracając się od tej właśnie tradycji - jedynie Bóg raczy wiedzieć. Podobnie nie do końca są pewne, wiadome,mimo różnych eksperckich ocen i zapowiedzi konsekwencje ewentualnego opuszczenia Unii przez Królestwo. Także te zapowiadane w tym miejscu, na łamach „Gospodarki Podkarpackiej”. Konsekwencje dla tego Państwa, samych Brytyjczyków, dla UE i Polski, wreszcie – dla Polaków tak licznie obecnych w UK. Ja osobiście sądzę, i taką mam nadzieję, że Brexitu nie będzie a Unia z samego nim zagrożenia wyciągnie odpowiednie wnioski. Wnioski zmierzające do istotnej modyfikacji wielu niesprawdzonych w praktyce elementów unijnej strategii.
To samo jest chyba potrzebne ludziom, którzy miotając się między populizmem czy nacjonalizmem a państwowością sieją wiatr nie bacząc na skutki...
Antoni Kopyto
Autor jest ekonomistą, ekspertem rynku innowacji, gospodarki i public relations. Mieszka w Stalowej Woli