"Czas na zmiany", czyli że co…? Socjolog o finiszującej kampanii wyborczej
Rozmowa z dr Krzysztofem Prendeckim, publicystą, komentatorem, socjologiem z Politechniki Rzeszowskiej.
Krzysztof Prendecki. Fot. Adam Cyło
- Jak Pan ocenia dobiegającą już końca kampanię wyborczą na Podkarpaciu przed wyborami parlamentarnymi 2015?
- Kampania wyborcza niczym specjalnie nie zaskoczyła. Gdyby nie poseł Dziadzio, który wylądował na tzw. Izbie Lordów, a następnie został odwieziony, jako uprzywilejowany pasażer do domu, nie byłoby o czym mówić. Największą niespodzianką było nie wystawienie na listy marszałka województwa podkarpackiego, a tak po za tym większych sensacji nie było. Poza sejmową czwórką próbowali przebić się zarówno Kukizowcy, jak i Korwinowcy. Jeśli chodzi o nowe ugrupowania to bardzo widoczna była Nowoczesna Petru. Bardzo mocno pompowana od samego powstania przez sondażownie i media. Widać też było, te 30 tysięcy wpłacane przez jedynki za miejsce na liście. Jak widać polityka to "sport ekstremalny" dla wybranych, z dużymi pieniędzmi.
- Które hasła wyborcze przykuły Pana uwagę?
Specjalnie niczym szczególnym nikt się nie wykazał. Trudno mówić o hasłach, skoro 90 procent bilbordu wypełnia facjata kandydata i jego imię i nazwisko. Większość wyglądała niemalże identycznie. Trudno odróżnić, kto z PiS, kto z PO, bo jakoś tak dziwnie loga partii były mocno pomniejszone w tle. Te Platformerskie zdaje się, że jeszcze bardziej. Rozwaliło mnie hasło kandydata PO Marka Poręby "Czas na zmiany", czyli że co, czas na PiS? Czy panu Markowi nie podobają się koleżanki i koledzy z partii?
- A wyznanie Dariusza Dziadzio na plakatach: "Święty nie jestem, ale dziękuje tym, którzy we mnie wierzą" zmiękczy serca wyborców?
Dariusz Dziadzio przekonuje, że nie jest święty, czego nie musi udowadniać, ponieważ hulaszczy tryb życia znany jest wyborcom. Trudno też o łaskę świętości, jak się firmowało listy walczącego z Kościołem Palikota. Pan poseł żywi przekonanie, że ludzie w niego wierzą. Z całym szacunkiem, ale w tym regionie mieszkańcy wierzą, raczej nie w osobę wykonującą najmniej prestiżowy zawód, a w Stwórcę tego świata.
- Jaką siłę ma hasło wyborcze kandydata czy też partii? Taką jak program wyborczy?
Programy wyborcze starają się mieć partie, ale w wyborach nie ma to większego znaczenia. Ludzie głosują na dobrze skrojony żakiet Szydło albo zatroskaną Kopacz. Liczą się emocje i góry obietnic, typu 500 zł na dziecko czy wyższe pensje. Działamy emocjami, przekaz ma sprawić, że z jednej strony mamy się czegoś obawiać, przyszłych rządów albo obecnych, ale w zanadrzu ma się pojawić obietnica ekstra typu sławetne 100 mln dla każdego. To jest elementarz wyborczy, a mawiając klasykiem: "lud ciemny daje się na to nabrać".
- W tych wyborach bardzo ważną rolę odgrywa kampania internetowa. Jaki procent (szacunkowy) kandydatów wg Pana potrafi ją wykorzystać?
Tutaj palmę pierwszeństwa dzierżą niewątpliwie antysystemowcy. W ujawnionych taśmach poseł Graś przyznaje nawet wprost, że z tego tytułu PO zaniechała pomysłu głosowania przez Internet. Gdyby była taka możliwość polski parlament wyglądałby diametralnie inaczej. Korwin mógłby rządzić nieomal samodzielnie. Mamy obecnie w kraju podział. I to nie taki znany na Polkę Platformy czy Prawa i Sprawiedliwości. Mamy podział na Polskę oglądającą media głównego nurtu i Polskę korzystającą z sieci. To są dwie różne Polski. W tej pierwszej np. dominuje troska o uchodźców, w tej drugiej hejtowanie islamistów i imigrantów socjalnych. Działa zasada, powiedz mi skąd czerpiesz informacje, a już wiem, co myślisz i jak głosujesz.
Rozmawiała Dorota Zańko
Krzysztof Prendecki jest kandydatem z listy KORWiN (Koalicja Obrony Rzeczypospolitej Wolność i Nadzieja).