Powiat Rzeszowski - siła inwestycji
Waldemar Szumny - kandydat na prezydenta Rzeszowa 2024
Ryszard Wisz kandydat do Rady Powiatu Rzeszowskiego
Maria Fajger - kandydatka do sejmiku województwa podkarpackiego

Jak rozwijać klastry i ekonomię społeczną. Opinia Tadeusza Kensego

Opublikowano: 2015-10-01 09:05:50, przez: admin, w kategorii: Opinie

Przeczytałem, że w Jarosławiu powstał klaster ekonomii społecznej. Nie znam wprawdzie jarosławskich czy też przemyskich, powiatowych realiów, ale  podzielę się pewną teoretyczną (co wcale nie oznacza, że z góry zbędną i niczego nie wyjaśniającą) refleksją. 

Tadeusz Kensy

Tadeusz Kensy

 

Już w Wikipedii można przeczytać, że " klaster (od. ang. cluster) lub używany w niektórych zastosowaniach polski odpowiednik -€“ zgęstek, to zgrupowanie przestrzenne lub powiązanie systemowe mniejszych obiektów w jeden większy".

 

Daje się zauważyć, że tych zgęstków robi się teraz u nas dostatek. Nawet tam i wtedy, gdy jeszcze nie ma czego zagęszczać, bo niezbędny do tego stopień konkretnych powiązań współtwórczych i kooperacyjnych jest znikomy. Wystarczy, że jest na to kasa.

 

Chyba utarło się u nas, nazywać rozmaite stowarzyszenia, grupy nieformalne czy porozumienia - klastrami. Dzieje się tak nawet wtedy, gdy owe grupy żadnych cech nie tylko klastra, ale wręcz inicjatywy klastrowej nie mają. Także stopień skonkretyzowania przedmiotu wspólnej aktywności - w moim przekonaniu warunek powodzenia takich projektów - przestaje mieć znaczenie.

 

Ale mniejsza o to, przynajmniej na razie, zgodnie z podstawową zasadą marketingu: jest kasa - to są i zgęstki ! Nadzieje na synergiczne efekty są duże, ponoć zgęstek (a pewnie i kasa na zagęszczanie) potrafi zdziałać cuda! To, czego dotąd te same instytucje i osoby nie mogły nie tylko zrealizować ale nawet wymyślić, teraz stanie się zwyczajną łatwizną! Będzie dobrze, a już na pewno - lepiej. Tym lepiej, im silniejsza jest lokalnie wiara w to, że niepokojący wzrost publicznego zadłużenia bierze się głównie z powodu licznika prof. Balcerowicza, z drogich zegarków politycznych celebrytów, rachunków "U Sowy" lub wręcz - nie wiadomo z czego. W żadnym jednak przypadku z dość beztroskiego i bezowocnego szastania publicznymi pieniędzmi, a już na pewno nie tymi od Unii Europejskiej. Gdybyśmy przyjęli, że kluczowym miernikiem efektywności wydawania takich pieniędzy jest jednak zapewnianie rozwoju przedsiębiorczości (także przedsiębiorczości społecznej) wyrażające się tworzeniem nowych, względnie trwałych miejsc pracy, to warto sobie uzmysłowić, że taki koszt jednostkowy wyceniany jest (przez urzędy pracy lub w programach socjalnopodobnych) na ok. 20.000 zł, podczas, gdy w dużych projektach realizowanych przez "podmioty non-profit z kręgu otoczenia" może z łatwością osiągać wartość dziesięciokrotnie wyższą! I to pomimo pojawianie się rzekomych efektów synergicznych!

 

Sygnatariuszami tych mnożących się inicjatyw klastrowych są coraz częściej, między innymi, samorządy i podległe im, w sposób bardziej lub mniej oficjalny, instytucje. Jeśli rusza akurat Program Powszechnego Zagęszczania (tak, że trzeba już nawet te klastry-zgęstki ustawiać w rzędy, pozycjonować oraz formować je w lotne klucze, żeby ilość nie wzięła góry nad jakością ) to pewnie i nie ma nic złego w tym (a nawet wręcz przeciwnie), że władza lokalna nie tylko od zagęszczania się nie wykręca, ale nawet je inicjuje. Jeżeli zgodnie z planem te pieniądze muszą być wydane w taki własnie sposób, to niech tam ...

 

Prawdziwy problem pojawia się w czymś zupełnie innym.

 

W normalnym świecie, bez względu na to, czy to skala kraju, regionu, województwa czy gminy - zobowiązane do tego i wyrażające wolę/zamiar instytucje zapewniają w ramach aktywności objętych pojęciem "ekonomii społecznej" tzw. ostatecznym beneficjentom (mogą być to rolnicy, rękodzielnicy, rzemieślnicy, innym razem inwalidzi lub np. gospodynie domowe itd.) coś w rodzaju (gdyby pozostawać w kręgu ogólnie u nas od lat znanych oraz lubianych "rybackich" symboli i pojęć) "zdolności do wędkowania" (to określenie wymyślił dr Piotr Dardziński, który jeszcze niedawno był wiceprezesem Polski Razem), czyli kompleksowego pojęcia o tym, gdzie, jak i dlaczego zarabiać na siebie i w ogóle poprawiać sobie warunki życia. Znam i nawet obserwowałem kilka takich przykładów w europejskich krajach o trwałej tradycji funkcjonowania społeczeństwa cywilnego jak Francja, Wielka Brytania czy Niemcy. Podobnie jest zresztą nawet w Stanach Zjednoczonych, bastionie rzekomo nieludzkiego kapitalizmu.

 

Po przekonaniu się o owej "zdolności" beneficjentów inicjatorzy inwestują w dzieła (np. giełdy rolnicze, uniwersytety trzeciego wieku, spółdzielnie, inkubatory itp.) równocześnie, i mając oparcie w przepisach prawa, zabiegają o to, by w jak najszybszym okresie te przedsięwzięcia (jeśli produkcyjne lub usługowe - to postrzegane po prostu jako przedsiębiorstwa) stały się samodzielne, a już na pewno niezależne od biurokratychnych struktur instytucji - fundatora/donatora, którego wtedy można byłoby nazwać na przykład: "kuratorem łowiska".

 

U nas jest inaczej; trochę w przepisach prawnych, ale jeszcze więcej w praktyce. Taki inicjator ("kurator łowiska") czuje się i musi mieć pewność, że jest "panem rybakiem", że to do niego należą wszystkie i "wędki" i "ryby" (rozdaje według woli/łaski te i te, lub je odbiera), zaś w "zdolność do wędkowania" nie tylko nie stara się nikogo/niczego wyposażyć, a nawet wręcz przeciwnie - oficjalnie zwykle twierdzi, że to jeszcze "nie ten etap", a  nieoficjalnie - dba o umacnianie własnych wpływów i wykonywania funkcji zarządczych.

 

Może właśnie dlatego jest jak jest i wszystko, co nie jest jednoznacznie prywatne traktuje się jako przejściowe, nietrwałe, pozorne.

 

Piszę to - znów powtórzę - w ogólności i na podstawie własnych doświadczeń. Oczywiście inicjatywie z Jarosławia życzę jak najlepiej i nie mam zamiaru, by spisywać ją od razu na straty. Chętnie będę czasem starał się dowiedzieć czy i jak się rozwija i pierwszy będę gratulował ewentualnych sukcesów.

 

Tadeusz Kensy, działacz społeczny, gospodarczy i związkowy, doradca i ekspert gospodarczy. W latach 80. pracownik firm prywatnych. W pierwszej połowie lat 90. menedżer w Fundacji Spółdzielczości Wiejskiej. Zasiadał w radach nadzorczych i zarządach spółek oraz spółdzielni.

Korzystamy z plików cookies i umożliwiamy zamieszczanie ich stronom trzecim. Pliki cookies ułatwiają korzystanie z naszych serwisów. Uznajemy, że kontynuując korzystanie z serwisu, wyrażasz na to zgodę.

Więcej o plikach cookies można dowiedzieć się na uruchomionej przez IAB Polska stronie: http://wszystkoociasteczkach.pl.

Zamknij