Powiat Rzeszowski - siła inwestycji

Samorządowcy są równi. I równiejsi. Opinia Moniki Roman

Opublikowano: 2015-08-27 11:37:59, przez: admin, w kategorii: Opinie

Zastępca przewodniczącego Rady Miasta wyrzucił mnie z mównicy, gdy upomniałam się o szacunek należny mieszkańcom Łańcuta.

Nowi inwestorzy w Łańcucie

 

Od dziewięciu lat angażuję się w działania samorządu i dlatego boli mnie każda próba łamania demokratycznych zasad, odsuwania ludzi od podejmowania decyzji, które dotyczą dobra wspólnego - naszych miast, gmin, powiatów. Uważam, że epokę PRL-u mamy już za sobą i wraz z nią powinni byli odejść ludzie, którzy nie chcą dzielić się władzą z resztą społeczeństwa. Niestety okazuje się, że w samorządzie wymiana pokoleniowa nie zawsze oznacza nadejście upragnionej wolności słowa, aby się o tym przekonać wystarczy wziąć udział w sesji Rady Miasta Łańcuta.

Władze Miasta znane są z postępowania, które nie ma nic wspólnego z demokracją; urząd zasłynął zakazem wywieszenia plakatów upamiętniających rocznice wybuchu stanu wojennego, a radni jednej z poprzednich kadencji chronili mandat kolegi skazanego prawomocnym wyrokiem za oszustwo. Na sali obrad odczytywano fragmenty biblii, odwoływano się do świętych, polityków, a nawet do diabła łańcuckiego. Odbywało się to w atmosferze burzliwych dyskusji.

 

Odświeżona w ostatnich wyborach władza dalej za nic ma głos społeczeństwa. Od momentu, gdy poseł na Sejm RP Kazimierz Gołojuch (PiS) udzielił poparcia w wyborach na burmistrza Stanisławowi Gwizdakowi (kandydatowi do Sejmu w 2011 r. z list Platformy Obywatelskiej, wówczas członkowi PO) ludzie boją się polityki.

Po wyborach samorządowych nastąpił nowy podział stanowisk w Urzędzie Miasta Łańcuta. Zastępcą Burmistrza została Joanna Rupar, natomiast funkcja przewodniczącego Rady Miasta przypadła Andrzejowi Barnatowi, również kandydującemu z list PiS.

 

Wraz z nadejściem nowej władzy wprowadzono nowe zasady. Zdaniem Andrzeja Barnata radny innego samorządu nie ma prawa wyrazić opinii w merytorycznych punktach obrad Rady Miasta. Zakaz wypowiadania się dotyczy również mieszkańców Łańcuta. Podczas ostatniej sesji okazało się, że nie można zabrać głosu także w ostatnim punkcie programu sesji - wolnym od merytoryki. „Samorząd powinien służyć ludziom” – tymi słowami usiłowałam przekonać obu przewodniczących do przywrócenia demokratycznych zasad, które obowiązywały w łańcuckim samorządzie od momentu jego powstania. Niestety na próżno, bo zostałam wyrzucona z mównicy, a całe zajście nagrywał na prywatną, a może służbową komórkę zajmujący dobrze płatne stanowisko urzędnik miejski. Nie obyło się także bez prób zastraszania radnej powiatu pozwami do sądu.

Zarówno przewodniczący, jak i jego zastępca nie odpowiedzieli na pytanie, jak zachowają się, gdy podczas sesji pojawi się poseł, senator lub marszałek. Czy zakaz zabierania głosu będzie dotyczył wszystkich? A może tylko tych, którzy składają prośby w sprawach istotnych dla mieszkańców Łańcuta?

Trudny do wytłumaczenia jest również fakt, że zasady mające niewiele z demokracji wkroczyły do urzędu wraz z ludźmi, którzy kandydowali z list Prawa i Sprawiedliwości. Czy przypadek Łańcuta nie potwierdza reguły; nie ważna jest opcja polityczna, ale człowiek? Historia zna wiele przykładów, gdy loga popularnych komitetów wyborczych stały się łupem dla nieuczciwych ludzi. Czy tak jest również w przypadku Łańcuta?

Monika Roman, radna powiatu łańcuckiego

Korzystamy z plików cookies i umożliwiamy zamieszczanie ich stronom trzecim. Pliki cookies ułatwiają korzystanie z naszych serwisów. Uznajemy, że kontynuując korzystanie z serwisu, wyrażasz na to zgodę.

Więcej o plikach cookies można dowiedzieć się na uruchomionej przez IAB Polska stronie: http://wszystkoociasteczkach.pl.

Zamknij